środa, 10 lipca 2013

Rozdział V - "Bohater"

Obudził mnie budzik. Niechętnie wstałam i poszłam do łazienki się ogarnąć. Musiałam się jeszcze spakować, bo do piątku miałam nocować w jednym ze spalskich hoteli. Myślałam, że dojazdy nie będą uciążliwe, ale skoro mam spędzać cały dzień tam, to bez sensu wracać na noc do Warszawy. Ubrałam sukienkę w kwiatki i ciemnozieloną koszulę. Dzisiaj czekał na mnie już pełny stół smakołyków.
- Cześć – przywitałam się z Laurą, cmokając Zosię w policzek.
- Mama nie chce mi kupić pieska.. – złożyła usta w podkówkę i patrzyła na mnie ze łzami w oczach.
- Powtarzam Ci, że nie możemy  kupować sobie pieska do domu Julki. – słychać było, że powtarzała to już milion razy.
- Pomyślimy o tym.. dobra? – zapewniłam ją. Nie mogłam patrzeć na płacz dziecka. W sumie nigdy nie myślałam o psie. Może to przez mój tryb życia, ale skoro dziewczyny by się nim zajmowały to czemu nie?
- Wracasz w piątek? – spytała Laura, wyraźnie szczęśliwa, że zakończyliśmy poprzedni temat.
- Tak, ale nie sama. Wrócę z chłopakami.. Urządzimy grilla, ok?
- Julka, to twój dom. Nie rozumiem dlaczego ciągle pytasz mnie o zgodę.. – westchnęła, kręcąc głową. – Z przyjemnością poznam tych panów. – uniosłam brwi, szczerząc się. – No co? Nie jestem przecież taka stara. – oburzyła się.
- Przecież nic nie mówię. – zaśmiałam się. – Dobra.. Ja muszę uciekać. Jeśli chodzi o bankiet to wszystko załatwione, nie musisz się martwić. – pożegnałam się z dziewczynami i wyszłam na zewnątrz. Włożyłam torbę do bagażnika i ruszyłam w kierunku Spały.

Zawiozłam rzeczy do hotelu i po 20 minutach byłam już pod ośrodkiem. Tym razem od razu ruszyłam w stronę pokoju Olka. Gdy weszłam zauważyłam, że siedzi sam i przygotowuje sprzęt.
- Cześć Julka. – uśmiechnął się na mój widok.
- Hej – odpowiedziałam. – Nie ma nikogo?
- Nie, ale skoro już tu jesteś to na pewno coś kogoś zaboli. – zaśmiał się. Usiadłam na jednym z krzeseł. Nie mylił się. Minęło zaledwie kilka minut, a ktoś zapukał do drzwi. – A nie mówiłem? – pokręcił głową. W drzwiach stanął Bartek. Na mój widok uśmiechnął się szeroko.
- Cześć. – zwrócił się do mnie, jak gdyby Olka w ogóle nie było. – Nie wiedziałem, że już jesteś..
- Niespodzianka. – uśmiechnęłam się, widząc jak mój szef wywraca oczami.
- Co ci jest Bartuś? – spytał, siląc się na powagę.
- A coś ramię odczuwam.. – złapał się za nie, a na jego twarzy pojawił się grymas. – Jakby Julka mogła coś z tym zrobić..
- Kładź się.. – wskazał na stół – Ja się tobą zajmę, jako fizjoterapeuta kadry. Julka jest tutaj tylko do obserwacji i zajmowała się wami wyjątkowo raz. – wyjaśnił. – Ale świetnie się składa, że przyszedłeś. Pomożesz Julce w pisaniu, opiszesz co ci dolega..
- Właśnie. – przytaknęłam. – Tylko musisz opisać dokładnie co czujesz, bo inaczej napisze głupoty..
- Wiecie co.. To chyba nie najlepszy pomysł.. Nie wiem czy potrafię opisać ten ból, a nie chce ci namieszać.. Wiecie, chyba mnie przestało – zmarszczył brwi. – Może wrócę do treningu? – nie czekając na odpowiedź wyszedł z pokoju. Wybuchliśmy śmiechem.
- Patrz jakimi jesteśmy dobrymi fizjoterapeutami.. – pokręciłam głową. – Chwila z nami w jednym pomieszczeniu i ból znika. – Olek zaśmiał się jeszcze głośniej.

Większość dnia, spędziłam z nim w pokoju. Opowiadał mi o najciekawszych kontuzjach z którymi miał do czynienia. Na obiad dołączyliśmy dopiero wtedy, gdy już większość kończyła jedzenie. Zjedliśmy szybko i wróciliśmy do poprzedniego zadania. Po tym dniu byłam wyczerpana. Gdy skończyliśmy na dworze było już ciemno. W drodze na parking zobaczyłam, że na sali się świeci. Uchyliłam powoli drzwi i zobaczyłam jak Zbyszek ćwiczy zagrywkę.
- Zawstydziłam Cię i chcesz poprawić swoją? – krzyknęłam, żeby mnie usłyszał. Weszłam pewnie na salę i ruszyłam w jego kierunku. Uśmiechnęłam się z satysfakcją, gdy na mnie popatrzył.
- Tak, nie mogłem przeżyć tego, że chuchro mierzące metr siedemdziesiąt w szpilkach odbija z siłą podobną do mojej.. – odpowiedział sarkastycznie.
- Metr siedemdziesiąt pięć bez szpilek.. – poprawiłam go dumnie.
- Wybacz, że odjąłem ci pięć centymetrów. – rzucił, zanim podbił piłkę i odbił z zabójczą siłą.
- I szpilki – dodałam. – Treningi ci nie wystarczają? – spytałam, unosząc brwi.
- Nie idzie mi.. A ja tego nie lubię. – w końcu stanął i na mnie popatrzył.
- Rozumiem.. – pokiwałam głową. – Ale wiesz, że jak się zamęczysz to może być jeszcze gorzej?
- Zaryzykuję. – wzruszył ramionami i wrócił do zagrywek. – A ty co tutaj robisz o tej porze?
- Dopiero skończyliśmy z Olkiem.. – wyjaśniłam.
- Zapytałbym czy chcesz zagrać, ale w tym stroju.. – zmierzył mnie wzrokiem.
- I tak jestem zmęczona.. Dobra, na mnie już czas – ruszyłam w stronę wyjścia – Powodzenia. – rzuciłam przez ramie. Zibi podniósł tylko rękę. 

Wyszłam na parking. Padałam z nóg. Całe szczęście, że zarezerwowałam ten pokój. Nie wyobrażałam sobie, jechać dwie godziny do Warszawy. Podeszłam do auta i wrzuciłam torebkę na tylne siedzenie.
- Julie! – usłyszałam za sobą. W moja stronę szedł jakiś mężczyzna. Ubrany w przetarte jeansy i granatową bluzę z kapturem. Ręce trzymał w kieszeni. Zatrzymał się przede mną.
- Mogę w czymś pomóc? – spytałam nie pewnie.
- Jestem twoim fanem.. – powiedział głosem wypranym z emocji. – Zawsze marzyłem o tym, żeby cię poznać.
- Miło mi.. - uśmiechnęłam się przyjaźnie. - Mam ci się podpisać gdzieś?
- Zakochałem się w tobie, gdy tylko usłyszałem twój cudowny głos. - kontynuował, jakby nie usłyszał mojego pytania. -  Może pójdziemy do mnie, porozmawiamy?
- Trochę się śpieszę.. – chciałam otworzyć drzwi, ale położył na nich rękę.
- Przepraszam, że to zrobię.. Nie bój się i nie krzycz. – wyciągnął nóż, łapiąc mnie mocno za rękę – Nie możesz być taka piękna, jeśli nie jesteś moja.. – stałam jak sparaliżowana. Bałam się ruszyć, krzyczeć. Powoli zbliżał ostrze, ku mojej twarzy.
- Proszę cię.. – szepnęłam. – Nie rób tego..
- Nie pozostawiasz mi wyboru, skarbie.. – powiedział, jakby w amoku.
- Ej! – usłyszałam niski głos Bartmana. Nieznajomy również, bo odwrócił się gwałtownie. W naszym kierunku biegł Zbyszek. Mężczyzna próbował uciec, ale nie udało mu się. Zibi przygwoździł go do betonu, wyrywając z ręki nóż. Wyciągnął jedną ręką telefon z kieszeni i wezwał policję.
- Wszystko ok? – krzyknął w moim kierunku. Usiadłam na krawężniku.
- Tak.. – odpowiedziałam cicho, ale widocznie usłyszał. Schowałam twarz w dłonie, próbując się uspokoić. Gdy podniosłam głowę, policja była już na miejscu i skuwała nieznajomego kajdankami. Jeden z  funkcjonariuszy podszedł do mnie.
- Jak się pani czuję? Nic się pani nie stało? – przykucnął obok mnie.
- Nie, wszystko jest ok.. – powiedziałam szybko, wstając. – Zamkniecie go? – chciałam się upewnić.
- Musimy pierw panią i pani kolegę przesłuchać. Zgłoście się jutro na komisariat, dobrze? – zwrócił się również do Zbyszka, który zmaterializował się obok. Skinęliśmy oboje głowami. – Mamy panią odwieźć? Może chce pani, jechać do szpitala na obserwacje?
- Nic mi nie jest. – odpowiedziałam stanowczo.
- Ja ją odwiozę.. – nie czekając na moją reakcję, otworzył sobie drzwi do mojego auta.
- Proszę się upewnić, że dotrze bezpiecznie - ruszył w stronę radiowozu,  a ja stałam w miejscu.
- Nie musisz mnie odwozić.. – zwróciłam się do Zbyszka. – Poradzę sobie.
- Wsiadaj. – powiedział, wiercąc się za kierownicą. – Nie wyjdę z tego samochodu, więc jak chcesz mieć mnie szybciej z głowy, to radziłbym ci wsiąść. – westchnęłam zrezygnowana i wsiadłam na miejsce pasażera. Z grymasem na twarzy podałam mu kluczyki.
- W którym hotelu się zatrzymałaś?
- W Mościckim.. – mruknęłam.  Uśmiechnął się pod nosem i ruszył z piskiem opon. Pod hotelem byliśmy już po 10 minutach. Nie wiem jakim cudem. – Możesz wrócić tym autem.. Jutro sobie jakoś poradzę. – wysiadłam z samochodu. Ku mojemu zdziwieniu, Zbyszek zrobił to samo. – Nie mów, że mnie odprowadzisz pod drzwi.. – stanęłam oszołomiona.
- Miałem zapewnić ci bezpieczeństwo. A jak ktoś cię zaatakuję w drodze do pokoju? – uniósł brwi. Pokręciłam jedynie głową i weszłam do budynku. Odebrałam klucz z recepcji i wsiadłam do windy, razem z moim dwumetrowym ogonem.
- Nie łudź się, że wpuszczę cię do pokoju..
- Nie musisz mnie wpuszczać.. Sam wejdę. – wyszczerzył się. – Odejdę dopiero wtedy, kiedy będziesz leżeć grzecznie w łóżku i spać..
- Nie musisz zgrywać bohatera.. Serio..
- Nie zgrywam bohatera. Po prostu robię to co każdy na moim miejscu by zrobił. – odpowiedział. – Chociaż nie wiem, czy każdy wytrzymałby z tobą tak długo.. – pokręcił głową. Otworzyłam drzwi do pokoju. Nie zdążyłam się wcześniej rozpakować. Podeszłam do torby i zaczęłam szukać piżamy. Bartman, widocznie się nie krępował bo wskoczył na łóżko i patrzył na mnie. – Zaskoczyłaś mnie.. Myślałem, że będzie panikować, płakać i w ogóle, a Ciebie to nawet nie obeszło..
- Przyzwyczajona jestem.. Codziennie napada mnie psychopata z nożem.. – uśmiechnęłam się.
- Znowu ten sarkazm.. – pokręcił głową. – Jak ludzie z tobą wytrzymują?
- Ze mną? To ty zacząłeś.. – przymrużyłam oczy. W końcu znalazłam piżamie. No ładnie jedyne co miałam to koszulka nocna. Bartman będzie miał dzisiaj swój dzień dziecka. Zabrałam potrzebne rzeczy i weszłam do łazienki. Wzięłam gorącą kąpiel i wróciłam do pokoju. Zbyszek starał się nie patrzeć, ale widziałam, że kątem oka mierzy mnie wzrokiem. Uśmiechnęłam się z satysfakcją. Wskoczyłam pod kołdrę obok niego.
- Grałaś kiedyś w siatkę, nie? – spytał zaciekawiony.
- Trochę.. – wzruszyłam ramionami.
- Na pewno nie trochę.. Nie każdy potrafi zagrywać z wyskoku.. A już szczególnie kobieta.. – patrzył na mnie przeszywając swoimi zielonymi tęczówkami.
- Dobrze.. Trochę więcej, niż trochę..
- I rzuciłaś to dla śpiewania?
- Nie.. – westchnęłam.
- Znudziło ci się? – nie dawał za wygraną.
- Żebyś zrozumiał, musiałabym opowiedzieć ci wszystko od początku.. A to naprawdę dużo gadania..
- Słucham.. – usiadł wygodniej i patrzył na mnie wyczekująco.
- Kiedyś grałam i gdyby nie kontuzja to pewnie grałabym dalej.
- Wow.. zastanawiałem się kiedy skończysz.. – zaśmiał się. – To dlatego po każdym uderzeniu łapiesz się za rękę? Nie da się tego wyleczyć?
- Gdyby się dało to zapewne bym to zrobiła.. – przekrzywiłam głowę. – Kiedyś była taka możliwość, ale.. ale byłam głupia i myślałam, że jestem mądrzejsza od lekarzy. Byłam dobra, nawet bardzo dobra. Wróżono mi świetlaną przyszłość. Wzorowa uczennica, sukcesy w sporcie, oczko w głowie tatusia. Myślałam, że wszystko mi się należy i nie wyobrażałam sobie tego, że to wszystko może mi się zawalić w jeden dzień. Po jednym z treningów zaczął boleć mnie nadgarstek, ale to zignorowałam. Potem ból się zaostrzał, ale do lekarza poszłam dopiero wtedy, gdy mój trener mi kazał. Od razu zrobiono mi operację. Było lepiej, dużo lepiej, ale miałam zakaz gry na co najmniej miesiąc. Nie byłam przyzwyczajona do tego, że ktoś mi czegoś zabrania. Nie posłuchałam ich i grałam dalej. Po pewnym czasie doszło do tego, że nie mogłam nią ruszać. Miałam kolejną operację, po której już miałam kategoryczny zakaz, jeśli chciałam jeszcze kiedykolwiek ruszać ręką. Wtedy się załamałam. Dziwisz się, że nie płakałam.. Od tamtego momentu nie uroniłam ani jednej łzy.. Nie wiem czemu.. Moja przyjaciółka twierdzi, że jeszcze nie spotkało mnie nic gorszego, ale ona zawsze ma takie dramatyczne tezy. Wszyscy mnie pocieszali, patrzyli na mnie ze współczuciem, niektórzy nawet z satysfakcją.. W końcu pani idealnej się coś nie udało. Miałam tego dość. Wyjechałam do rodziny w USA. Chciałam  być niezależna, więc zatrudniłam się w pewnej restauracji, tam zauważył mnie jeden z producentów muzycznych. I w ten sposób zostałam, tym kim zostałam. – skończyłam i w końcu na niego popatrzyłam. Poczułam się dziwnie. Pierwszy raz opowiedziałam komuś tą historię. Ulżyło mi.
- Nawet nie wyobrażam sobie tego co musiałaś wtedy czuć.. – pokręcił głową. No nie.. znów to spojrzenie.
- Nie patrz tak mnie. – westchnęłam, myślałam, że przynajmniej on mi tego oszczędzi. – Nie jest tak źle. Jak widzisz najgorzej nie skończyłam. – uśmiechnęłam się. – Dobra było zadziwiająco miło, ale oczy mi się zamykają. Ty też już idź. Obiecuję, że nigdzie się stąd nie ruszę.
- No ja myślę. – wstał i ruszył w kierunku drzwi.
- Dziękuję – powiedziałam, wywracając oczami.
- Co? – stanął i popatrzył na mnie z uśmiechem.
- Wiem, że słyszałeś.. Nie powtórzę. – wyszczerzyłam się.
- Zamknij drzwi – rzucił przez ramię i wyszedł. Przekręciłam kluczyk w zamku i wróciłam do łóżka.


________________


U góry powstała zakładka "czytam". Staram się być na bieżąco z blogami, na które zapraszacie mnie w komentarzach. Jeśli czyjegoś nie ma to albo jeszcze nie doczytałam do końca, albo go przeoczyłam. W obu przypadkach zostawcie linki w komentarzach :)


Dziękuję za dotychczasowe komentarze.. :) Ogromnie motywują mnie do dalszego pisania :) I oczywiście proszę o następne :)

Kolejna zakładka to "informuję", jeśli chcecie, żebym informowała Was o nowych rozdziałach :)

4 komentarze:

  1. Jest jestem pierwsza !;) Ja mam troche podobna sytuacje do Julii ale ja raczej piosenkarka nie zostane ( chyva ludzie by woleli mnie nie sluchac ) heh a tak wgl to rozdzial jak zawsze swietny ;) czekam na nastepny ale powiem ci ze psychopaty bym sie nigdy chyba nie domyslila ze o nim napiszesz ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny jak zawsze ^^ Ale Zbyszek jest kochany że tak się nią zaopiekował ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. super :) czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Superr ;p
    Pisz szybko następny rozdział! :D

    OdpowiedzUsuń