- Nareszcie! – weszłam do salonu i zobaczyłam uśmiechniętego
Justina. Przytulił mnie mocno.
- Udusisz mnie.. – mruknęłam w jego koszulkę.
- Wybacz – odsunął mnie od siebie. – Patrz co mam! – wskazał na papierową torbę z naszej ulubionej restauracji.
– Kupiłeś kurczaka.. – powiedziałam wesoło. – Poczekaj przebiorę się i zaraz wracam. – pobiegłam szybko do garderoby. Zrzuciłam niewygodne ubrania i założyłam zwykły, różowy dres. Gdy wróciłam Justin siedział na kanapie, oglądając film, w którym sam grał. Podeszłam i zabrałam mu pilot. – Ah.. to samouwielbienie. Nie ma filmu, w którym główny bohater umie grać? – spytałam złośliwie, skacząc po kanałach. Próbował wyrwać mi z ręki pilota, ale mu na to nie pozwoliłam.
- Bardzo zabawne.. Za tą rolę dostałem nagrodę. – oburzył się. – Jedź, bo ci wystygnie. - Nałożyłam dużą porcję na talerz i zaczęłam jeść.
- Jesz jak świnia.. – pokręcił głową, patrząc na mnie z przerażeniem. – Wiesz, że istnieje coś takiego jak sztućce?
- Wiem, ale tak mi bardziej smakuję – pokazałam mu język. – Lepiej powiedz mi po co przyjechałeś.. Kupiłeś kurczaka i jesteś zadziwiająco miły.. Coś musi być na rzeczy.. – popatrzyłam na niego podejrzliwie.
- Mówiłem Ci, że się stęskniłem.. – wzruszył ramionami.
- I z tej tęsknoty leciałeś tutaj z innego kontynentu?. – uniosłam brwi. Czy on naprawdę myślał, że jestem taka głupia? - Mów.
- Oświadczyłem się Sarze.. – wypalił, obserwując moją reakcje. Nie byłam zaskoczona. Wiedziałam, że prędzej, czy później tak to się skończy. Nie byłam zadowolona, ale co mi do tego?
- Gratuluję. – uśmiechnęłam się lekko, przytulając go.
- Tyle? – spytał zdziwiony, nadal gotowy na mój wybuch.
- Tyle. To ty z nią będziesz żył, nie ja – wzruszyłam ramionami. Sam się zdecydował na taki los. Ja ostrzegałam go niejednokrotnie. Wstałam i zaczęłam zbierać brudne naczynia. – Ja mam czyste sumienie. Jak przyjdziesz do mnie załamany po sprawie rozwodowej będę mogła uczciwie powiedzieć a nie mówiłam.
- Nie będzie żadnej sprawy rozwodowej.. – wstał i zaczął mi pomagać. – Wiem, że to ta jedyna.
- W takim razie współczuje.. Spędzisz z nią resztę życia.. – uśmiechnęłam się pocieszająco.
- Nie rozumiem dlaczego tak jej nie lubisz..
- No nie wiem.. – udałam, że się zastanawiam. – Może dlatego, że jest pustą, zapatrzoną w siebie egoistką bez poczucia humoru.. I ma irytujący śmiech. – dodałam.
- Ja uważam wręcz przeciwnie. – powiedział, podając mi naczynia.
- I dlatego ty się z nią żenisz, a nie ja.. – uniosłam brwi. Westchnął przybity. Byłam okropną przyjaciółką, zamiast się cieszyć razem z nim, wytykałam wady jego przyszłej żony. – Słuchaj.. Jeśli ją kochasz i jesteś szczęśliwy to mi nic do tego. Postaram się ją zaakceptować, chociaż niczego nie obiecuję. – pokręciłam głową. Przytulił mnie mocno.
- Dziękuję.. Wiesz, gdyby nie te twoje przerażające oczy to może mógłbym się w tobie zakochać – wyznał z uśmiechem. Odsunęłam się od niego.
- Niektórzy uważają je za mega seksowne. – oburzyłam się. Chciał coś powiedzieć, ale ostatecznie wyszedł mu grymas na twarzy. Dałam mu kuksańca łokciem i oboje wybuchliśmy śmiechem.
- A jak tam siatkarze? Wpadł Ci któryś w oko? – spytał, gdy wracaliśmy do pokoju.
- Mam Iana, pamiętasz? – rzuciłam przez ramię.
- Daj spokój.. Przecież wiem, że to jedna wielka ściema. – westchnął. – A nie wierzę, że żaden umięśniony sportowiec nie zrobił na tobie wrażenia.
- Żaden.. - odparłam stanowczo. Nie dał się oszukać. Patrzył na mnie z uniesionymi brwiami. – Dobra.. Jest jeden ciekawy.. – mimowolnie uśmiechnęłam się, przypominając sobie, że już we wtorek ponownie spotkam się z Bartmanem.
- Znam ten uśmiech! – krzyknął. – Masz co do niego plany.. – zaczął podekscytowany. – Niech zgadnę jest pewny siebie, sarkastyczny, a do tego umięśniony.. Twój ideał – wyszczerzył się.
- Nie prawda. – odpowiedziałam szybko. Nienawidziłam, gdy miał rację. – Idę spać. Połóż się, w którymś pokoju.. – wstałam i ruszyłam w stronę łazienki.
- Ja i tak wiem swoje! – usłyszałam za sobą, ale tylko pokręciłam głową i wyszłam z salonu.
Rano odwiozłam Justina na lotnisko, słuchając jego spekulacji na temat seksownego sportowca, który zawrócił mi w głowie. Odwiedziłam Wiktorię, której ze szczegółami opowiedziałam o pierwszym spotkaniu z siatkarzami. Resztę dnia spędziłam w fundacji, walcząc ze stosem papierkowej roboty. W domu byłam dopiero o 22. Wykończona, po gorącej kąpieli, od razu odpłynęłam.
We wtorek wstałam przed budzikiem. Wyjątkowo bez problemu zeszłam z łóżka i weszłam do łazienki się ogarnąć. Stanęłam przed szafą. W co mam się ubrać? Postawiłam na spodenki, białą bluzkę i bluzę. Zeszłam na dół. Dziewczyn jeszcze nie było. Nie miałam czasu czekać, aż wstaną więc wyjęłam patelnię i zaczęłam przyrządzać sobie naleśniki. Uwielbiałam gotować, szczególnie dla kogoś. Pierwszy raz od dawna w normalnym tempie zjadłam śniadanie. Nie śpiesząc się wyszłam na zewnątrz. Był piękny, słoneczny ranek. A ja będę musiała siedzieć na hali. Jak mus to mus.. Wsiadłam do auta i ruszyłam w drogę do Spały. Na miejsce dotarłam na czas. Wyszłam z samochodu i rozejrzałam się. Widok był całkiem ładny. Weszłam do środka. Odnalezienie sali nie zajęło mi dużo czasu. Siatkarze już zaczynali rozgrzewkę. Odmachałam im, po tym jak mnie zauważyli.
- Julie! – krzyknął Anastasi, gdy mnie zobaczył. Podszedł do mnie. – Olek jest u siebie.. Korytarzem prosto i pierwsze drzwi po prawej – uśmiechnął się.
- O, dziękuję. – rzuciłam przelotny uśmiech w stronę Igły i Bartka, którzy na mnie patrzyli. Nigdzie nie zauważyłam Bartmana, ale może przeoczyłam go wśród tych olbrzymów. Wyszłam i udałam się w wyznaczonym kierunku. Zapukałam i otworzyłam, słysząc zaproszenie. Olek stał przy stole do masażu, na którym wyciągnięty był nie kto inny tylko sam Zbyszek.
- Cześć – przywitałam się, zamykając za sobą drzwi. – Jak żona? – spytałam, siadając na drugim stole.
- Jaka żona? – spytał, marszcząc brwi. Po chwili jednak zorientował się o co mi chodzi. – A..
- Nie tłumacz się – przerwałam ze śmiechem. – Bartek cię wydał.
- Ty masz żonę? – Zibi uniósł głowę do góry, patrząc na niego ze zdziwieniem. Przy okazji po raz pierwszy dzisiaj spojrzał na mnie. Popatrzył na moje wyciągnięte nogi i z lekkim uśmiechem, ponownie ułożył głowę na poduszce.
- Nie mam żony.. Przepraszam, ale to jedyne wpadło mi do głowy – powiedział skrępowany. – Wiesz.. W sobotę miałem urodziny kumpla.. Ale za to dzisiaj możesz spokojnie obserwować moją pracę. – uśmiechnął się, myśląc, że oddaje mi tym przysługę. Akurat dzisiaj, kiedy Bartman leżał napinając mięśnie na stole do masażu, akurat teraz musiał wykazać się wspaniałomyślnością. Zaczął tłumaczyć mi co robi, po co, dlaczego, a ja skrzętnie wszystko notowałam. W trójkę wróciliśmy na salę. Chłopaki podzieleni na dwa składy właśnie rozpoczynali pojedynek. Zbyszek dołączył do jednej z drużyn. Usiadłam na trybunach i obserwowałam z zazdrością poczynania chłopaków. W przerwie, wszyscy zgromadzili się wokół mnie. Czułam się jak maskotka drużyny, która jest największą atrakcją treningu.
- Musimy koniecznie powtórzyć taki wypad. – zaproponował Bartek, uśmiechając się przyjaźnie. – Nie miałem okazji jeszcze z Tobą zatańczyć.
- Nadrobimy. – uśmiechnęłam się, patrząc mu w oczy. Lubiłam mieć kontakt wzrokowy z drugą osobą. Niektórzy nawet nie wiedzą, jak dużo można wyczytać z oczu rozmówcy.
- Wracasz do Warszawy, czy zostajesz w ośrodku? – spytał Kubiak, siadając obok.
- Wracam to niecałe dwie godziny drogi.. Nie opłaca mi się zostawać. – odpowiedziałam. Trener zagwizdał, sygnalizując koniec przerwy, po czym wyszedł rozmawiając przez telefon.
- Może zagrasz z nami? – krzyknął Igła, gdy ustawili się już na boisku. – Nie bój się.. Będziemy delikatni..
- Nie chce wam przeszkadzać.. – próbowałam się wykręcić.
- No chyba, że się boisz.. – Bartman uśmiechnął się złośliwie. – Paznokcie, fryzura.. – popatrzył na mnie wyzywająco. – Nie bój się nie będziemy się śmiać..
Miałam wybór, albo dać satysfakcję Zbyszkowi i móc potem ruszać ręką lub zedrzeć ten głupi uśmieszek z jego twarzy, a potem cierpieć z bólu. Wybór był prosty.
- Ok.. – wzruszyłam ramionami, zdejmując czarną bluzę. Weszłam na parkiet za Ruciaka. Po drugiej stronie siatki Zbyszek stał w polu zagrywki. Dlaczego wydawało mi się, że będę zaraz przyjmować?
- Tylko Zibi nie 100 km/h – krzyknął Bartek. Wyrzucił piłkę i odbił idealnie w moim kierunku. Nie z całej siły, ale wystarczająco, żeby mnie odrzucić. Nie dałam się i przyjęłam odbijając idealnie w kierunku Fabiana, który wystawił Jarskiemu i nasza drużyna zdobyła punkt. Wyszczerzyłam się w kierunku Zibiego, który stał trzymając się pod boki. Kolejne akcje odbyły się bez mojego większego udziału. W końcu nadszedł czas na zagrywkę.
- Możesz dolnym! – krzyknął Zibi. Spiorunowałam go wzrokiem i wyrzuciłam piłkę wysoko nad siebie. Podskoczyłam i trafiłam w sam róg boiska. Syknęłam z bólu. Ręka bolała mnie nie miłosiernie, ale zobaczyć zdumioną minę Bartmana – bezcenne. Na salę wrócił Anastasi, ogłaszając czas na obiad. Zeszłam z parkietu razem z chłopakami, trzymając się za rękę.
- Coś nie tak? – spytał Bartek, który zmaterializował się obok.
- Nie wszystko ok. – uśmiechnęłam się sztucznie. Siatkarze ruszyli w stronę szatni, a ja z Olkiem i trenerem w stronę stołówki. Zaraz potem przyszli zawodnicy, zajmując stolik obok.
- Zaczęłaś już pisać pracę? – zagadnął Olek.
- Mam dopiero spis treści.. Nie wiem kiedy jak to wszystko ogarnę. Jeszcze w weekend mam bankiet i aukcje charytatywną u siebie w domu – westchnęłam. – A wciąż brakuję przedmiotów..
- Może koszulki siatkarzy z autografami? – zaproponował trener. – Może znalazłby się jakiś chętny na komplet koszulek..
- Genialne! – powiedziałam. – Tak w ogóle to serdecznie zapraszam na bankiet i aukcje. To jest w sobotę.
- W sumie chłopakom przydałby się odpoczynek.. – zaczął się zastanawiać.
- Jeśli o odpoczynku mowa, to możecie jechać ze mną już w piątek po treningu. Może urządzimy jakiegoś grilla? – rzuciłam, obserwując jego reakcję.
- Zapytamy chłopaków.. – wstał i podszedł do ich stolika. Wszyscy przyjęli to jeszcze pozytywniej, niż się tego spodziewałam. – Załatwione. – wrócił na swoje miejsce. Kończyliśmy obiad, rozmawiając o przyszłych meczach w Lidze Światowej.
- Udusisz mnie.. – mruknęłam w jego koszulkę.
- Wybacz – odsunął mnie od siebie. – Patrz co mam! – wskazał na papierową torbę z naszej ulubionej restauracji.
– Kupiłeś kurczaka.. – powiedziałam wesoło. – Poczekaj przebiorę się i zaraz wracam. – pobiegłam szybko do garderoby. Zrzuciłam niewygodne ubrania i założyłam zwykły, różowy dres. Gdy wróciłam Justin siedział na kanapie, oglądając film, w którym sam grał. Podeszłam i zabrałam mu pilot. – Ah.. to samouwielbienie. Nie ma filmu, w którym główny bohater umie grać? – spytałam złośliwie, skacząc po kanałach. Próbował wyrwać mi z ręki pilota, ale mu na to nie pozwoliłam.
- Bardzo zabawne.. Za tą rolę dostałem nagrodę. – oburzył się. – Jedź, bo ci wystygnie. - Nałożyłam dużą porcję na talerz i zaczęłam jeść.
- Jesz jak świnia.. – pokręcił głową, patrząc na mnie z przerażeniem. – Wiesz, że istnieje coś takiego jak sztućce?
- Wiem, ale tak mi bardziej smakuję – pokazałam mu język. – Lepiej powiedz mi po co przyjechałeś.. Kupiłeś kurczaka i jesteś zadziwiająco miły.. Coś musi być na rzeczy.. – popatrzyłam na niego podejrzliwie.
- Mówiłem Ci, że się stęskniłem.. – wzruszył ramionami.
- I z tej tęsknoty leciałeś tutaj z innego kontynentu?. – uniosłam brwi. Czy on naprawdę myślał, że jestem taka głupia? - Mów.
- Oświadczyłem się Sarze.. – wypalił, obserwując moją reakcje. Nie byłam zaskoczona. Wiedziałam, że prędzej, czy później tak to się skończy. Nie byłam zadowolona, ale co mi do tego?
- Gratuluję. – uśmiechnęłam się lekko, przytulając go.
- Tyle? – spytał zdziwiony, nadal gotowy na mój wybuch.
- Tyle. To ty z nią będziesz żył, nie ja – wzruszyłam ramionami. Sam się zdecydował na taki los. Ja ostrzegałam go niejednokrotnie. Wstałam i zaczęłam zbierać brudne naczynia. – Ja mam czyste sumienie. Jak przyjdziesz do mnie załamany po sprawie rozwodowej będę mogła uczciwie powiedzieć a nie mówiłam.
- Nie będzie żadnej sprawy rozwodowej.. – wstał i zaczął mi pomagać. – Wiem, że to ta jedyna.
- W takim razie współczuje.. Spędzisz z nią resztę życia.. – uśmiechnęłam się pocieszająco.
- Nie rozumiem dlaczego tak jej nie lubisz..
- No nie wiem.. – udałam, że się zastanawiam. – Może dlatego, że jest pustą, zapatrzoną w siebie egoistką bez poczucia humoru.. I ma irytujący śmiech. – dodałam.
- Ja uważam wręcz przeciwnie. – powiedział, podając mi naczynia.
- I dlatego ty się z nią żenisz, a nie ja.. – uniosłam brwi. Westchnął przybity. Byłam okropną przyjaciółką, zamiast się cieszyć razem z nim, wytykałam wady jego przyszłej żony. – Słuchaj.. Jeśli ją kochasz i jesteś szczęśliwy to mi nic do tego. Postaram się ją zaakceptować, chociaż niczego nie obiecuję. – pokręciłam głową. Przytulił mnie mocno.
- Dziękuję.. Wiesz, gdyby nie te twoje przerażające oczy to może mógłbym się w tobie zakochać – wyznał z uśmiechem. Odsunęłam się od niego.
- Niektórzy uważają je za mega seksowne. – oburzyłam się. Chciał coś powiedzieć, ale ostatecznie wyszedł mu grymas na twarzy. Dałam mu kuksańca łokciem i oboje wybuchliśmy śmiechem.
- A jak tam siatkarze? Wpadł Ci któryś w oko? – spytał, gdy wracaliśmy do pokoju.
- Mam Iana, pamiętasz? – rzuciłam przez ramię.
- Daj spokój.. Przecież wiem, że to jedna wielka ściema. – westchnął. – A nie wierzę, że żaden umięśniony sportowiec nie zrobił na tobie wrażenia.
- Żaden.. - odparłam stanowczo. Nie dał się oszukać. Patrzył na mnie z uniesionymi brwiami. – Dobra.. Jest jeden ciekawy.. – mimowolnie uśmiechnęłam się, przypominając sobie, że już we wtorek ponownie spotkam się z Bartmanem.
- Znam ten uśmiech! – krzyknął. – Masz co do niego plany.. – zaczął podekscytowany. – Niech zgadnę jest pewny siebie, sarkastyczny, a do tego umięśniony.. Twój ideał – wyszczerzył się.
- Nie prawda. – odpowiedziałam szybko. Nienawidziłam, gdy miał rację. – Idę spać. Połóż się, w którymś pokoju.. – wstałam i ruszyłam w stronę łazienki.
- Ja i tak wiem swoje! – usłyszałam za sobą, ale tylko pokręciłam głową i wyszłam z salonu.
Rano odwiozłam Justina na lotnisko, słuchając jego spekulacji na temat seksownego sportowca, który zawrócił mi w głowie. Odwiedziłam Wiktorię, której ze szczegółami opowiedziałam o pierwszym spotkaniu z siatkarzami. Resztę dnia spędziłam w fundacji, walcząc ze stosem papierkowej roboty. W domu byłam dopiero o 22. Wykończona, po gorącej kąpieli, od razu odpłynęłam.
We wtorek wstałam przed budzikiem. Wyjątkowo bez problemu zeszłam z łóżka i weszłam do łazienki się ogarnąć. Stanęłam przed szafą. W co mam się ubrać? Postawiłam na spodenki, białą bluzkę i bluzę. Zeszłam na dół. Dziewczyn jeszcze nie było. Nie miałam czasu czekać, aż wstaną więc wyjęłam patelnię i zaczęłam przyrządzać sobie naleśniki. Uwielbiałam gotować, szczególnie dla kogoś. Pierwszy raz od dawna w normalnym tempie zjadłam śniadanie. Nie śpiesząc się wyszłam na zewnątrz. Był piękny, słoneczny ranek. A ja będę musiała siedzieć na hali. Jak mus to mus.. Wsiadłam do auta i ruszyłam w drogę do Spały. Na miejsce dotarłam na czas. Wyszłam z samochodu i rozejrzałam się. Widok był całkiem ładny. Weszłam do środka. Odnalezienie sali nie zajęło mi dużo czasu. Siatkarze już zaczynali rozgrzewkę. Odmachałam im, po tym jak mnie zauważyli.
- Julie! – krzyknął Anastasi, gdy mnie zobaczył. Podszedł do mnie. – Olek jest u siebie.. Korytarzem prosto i pierwsze drzwi po prawej – uśmiechnął się.
- O, dziękuję. – rzuciłam przelotny uśmiech w stronę Igły i Bartka, którzy na mnie patrzyli. Nigdzie nie zauważyłam Bartmana, ale może przeoczyłam go wśród tych olbrzymów. Wyszłam i udałam się w wyznaczonym kierunku. Zapukałam i otworzyłam, słysząc zaproszenie. Olek stał przy stole do masażu, na którym wyciągnięty był nie kto inny tylko sam Zbyszek.
- Cześć – przywitałam się, zamykając za sobą drzwi. – Jak żona? – spytałam, siadając na drugim stole.
- Jaka żona? – spytał, marszcząc brwi. Po chwili jednak zorientował się o co mi chodzi. – A..
- Nie tłumacz się – przerwałam ze śmiechem. – Bartek cię wydał.
- Ty masz żonę? – Zibi uniósł głowę do góry, patrząc na niego ze zdziwieniem. Przy okazji po raz pierwszy dzisiaj spojrzał na mnie. Popatrzył na moje wyciągnięte nogi i z lekkim uśmiechem, ponownie ułożył głowę na poduszce.
- Nie mam żony.. Przepraszam, ale to jedyne wpadło mi do głowy – powiedział skrępowany. – Wiesz.. W sobotę miałem urodziny kumpla.. Ale za to dzisiaj możesz spokojnie obserwować moją pracę. – uśmiechnął się, myśląc, że oddaje mi tym przysługę. Akurat dzisiaj, kiedy Bartman leżał napinając mięśnie na stole do masażu, akurat teraz musiał wykazać się wspaniałomyślnością. Zaczął tłumaczyć mi co robi, po co, dlaczego, a ja skrzętnie wszystko notowałam. W trójkę wróciliśmy na salę. Chłopaki podzieleni na dwa składy właśnie rozpoczynali pojedynek. Zbyszek dołączył do jednej z drużyn. Usiadłam na trybunach i obserwowałam z zazdrością poczynania chłopaków. W przerwie, wszyscy zgromadzili się wokół mnie. Czułam się jak maskotka drużyny, która jest największą atrakcją treningu.
- Musimy koniecznie powtórzyć taki wypad. – zaproponował Bartek, uśmiechając się przyjaźnie. – Nie miałem okazji jeszcze z Tobą zatańczyć.
- Nadrobimy. – uśmiechnęłam się, patrząc mu w oczy. Lubiłam mieć kontakt wzrokowy z drugą osobą. Niektórzy nawet nie wiedzą, jak dużo można wyczytać z oczu rozmówcy.
- Wracasz do Warszawy, czy zostajesz w ośrodku? – spytał Kubiak, siadając obok.
- Wracam to niecałe dwie godziny drogi.. Nie opłaca mi się zostawać. – odpowiedziałam. Trener zagwizdał, sygnalizując koniec przerwy, po czym wyszedł rozmawiając przez telefon.
- Może zagrasz z nami? – krzyknął Igła, gdy ustawili się już na boisku. – Nie bój się.. Będziemy delikatni..
- Nie chce wam przeszkadzać.. – próbowałam się wykręcić.
- No chyba, że się boisz.. – Bartman uśmiechnął się złośliwie. – Paznokcie, fryzura.. – popatrzył na mnie wyzywająco. – Nie bój się nie będziemy się śmiać..
Miałam wybór, albo dać satysfakcję Zbyszkowi i móc potem ruszać ręką lub zedrzeć ten głupi uśmieszek z jego twarzy, a potem cierpieć z bólu. Wybór był prosty.
- Ok.. – wzruszyłam ramionami, zdejmując czarną bluzę. Weszłam na parkiet za Ruciaka. Po drugiej stronie siatki Zbyszek stał w polu zagrywki. Dlaczego wydawało mi się, że będę zaraz przyjmować?
- Tylko Zibi nie 100 km/h – krzyknął Bartek. Wyrzucił piłkę i odbił idealnie w moim kierunku. Nie z całej siły, ale wystarczająco, żeby mnie odrzucić. Nie dałam się i przyjęłam odbijając idealnie w kierunku Fabiana, który wystawił Jarskiemu i nasza drużyna zdobyła punkt. Wyszczerzyłam się w kierunku Zibiego, który stał trzymając się pod boki. Kolejne akcje odbyły się bez mojego większego udziału. W końcu nadszedł czas na zagrywkę.
- Możesz dolnym! – krzyknął Zibi. Spiorunowałam go wzrokiem i wyrzuciłam piłkę wysoko nad siebie. Podskoczyłam i trafiłam w sam róg boiska. Syknęłam z bólu. Ręka bolała mnie nie miłosiernie, ale zobaczyć zdumioną minę Bartmana – bezcenne. Na salę wrócił Anastasi, ogłaszając czas na obiad. Zeszłam z parkietu razem z chłopakami, trzymając się za rękę.
- Coś nie tak? – spytał Bartek, który zmaterializował się obok.
- Nie wszystko ok. – uśmiechnęłam się sztucznie. Siatkarze ruszyli w stronę szatni, a ja z Olkiem i trenerem w stronę stołówki. Zaraz potem przyszli zawodnicy, zajmując stolik obok.
- Zaczęłaś już pisać pracę? – zagadnął Olek.
- Mam dopiero spis treści.. Nie wiem kiedy jak to wszystko ogarnę. Jeszcze w weekend mam bankiet i aukcje charytatywną u siebie w domu – westchnęłam. – A wciąż brakuję przedmiotów..
- Może koszulki siatkarzy z autografami? – zaproponował trener. – Może znalazłby się jakiś chętny na komplet koszulek..
- Genialne! – powiedziałam. – Tak w ogóle to serdecznie zapraszam na bankiet i aukcje. To jest w sobotę.
- W sumie chłopakom przydałby się odpoczynek.. – zaczął się zastanawiać.
- Jeśli o odpoczynku mowa, to możecie jechać ze mną już w piątek po treningu. Może urządzimy jakiegoś grilla? – rzuciłam, obserwując jego reakcję.
- Zapytamy chłopaków.. – wstał i podszedł do ich stolika. Wszyscy przyjęli to jeszcze pozytywniej, niż się tego spodziewałam. – Załatwione. – wrócił na swoje miejsce. Kończyliśmy obiad, rozmawiając o przyszłych meczach w Lidze Światowej.
Czas na siłowni minął mi szybko. Skorzystałam z wolnego
czasu i zaczęłam pisać pracę. Nie sprawiało mi to problemu. Zawsze miałam
lekkie pióro. Zanim się obejrzałam miałam zapełnioną całą stronę. Po tym jak
pożegnałam się z chłopakami, podbiegł do mnie Bartek.
- Śpieszy ci się do Warszawy? – spytał, dotrzymując mi kroku. Głos mu lekko zadrżał.
- Nie.. W sumie nie.. – wzruszyłam ramionami. – Nie mam żadnych planów, a co?
- Tak sobie pomyślałem.. – uśmiechnął się nieśmiało.- Ostatnio znalazłem jedną z najlepszych cukierni w Polsce. Może chciałabyś się wybrać?
- Ok.. Idź się przebierz. Czekam na parkingu. - Wyszłam na zewnątrz i stanęłam przy samochodzie. Po niecałych 10 minutach Bartek stał już obok.
- Zakładam, że nie dasz mi prowadzić..
- Dobrze, zakładasz. – uśmiechnęłam się siadając za kierownicą. Po kilkunastu minutach podjechaliśmy pod małą cukiernię. Zajęliśmy miejsca, przy jednym ze stolików i złożyliśmy zamówienie.
- Jak Ci idzie pisanie? – zagadnął, gdy czekaliśmy na ciastka.
- Dopiero zaczynam.. Mam tyle na głowie, że ciężko znaleźć na to czas. Ale po weekendzie już się za to zabiorę. – wyjaśniłam z uśmiechem.
- Dlaczego akurat fizjoterapia? – oparł głowę na rękach, patrząc na mnie z zainteresowaniem. Wyraźnie się rozluźnił.
- Chciałam robić coś przydatnego. Wiesz, to nie jest pewne, że do końca życia będę w show biznesie. Nie chce potem robić rzeczy wbrew sobie, tylko po to, żeby o mnie pisali.. Jeśli minie mój czas to zacznę pracę jako rehabilitantka. A dlaczego ty grasz w siatkówkę?
- Hmm.. Po pierwsze jestem wysoki, po drugie mój tata grał i mnie zaraził pasją do tego, a po trzecie to jest coś co kocham. – wyliczał na palcach. – Ale tobie siatka też chyba nie jest obca. Pokazałaś klasę na treningu – wyszczerzył się.
- Grałam trochę. – odpowiedziałam krótko. Przyniesiono nam zamówienia.
- Rzeczy wbrew sobie, czyli co?
- Rzeczy dzięki którym będą o mnie pisać. Wiesz, niektórzy wychodzą z założenia, że nie ważne co, ważne żeby o nich pisali. A nie wiem czy jest coś gorszego, niż pchanie się na siłę tam gdzie cię nie chcą.
- Zgadzam się. – powiedział z uśmiechem.
- Słyszałam, że przenosisz się do Włoch..
- Tak.. Widocznie Rosja mi nie służy.. – zmarszczył brwi. – Wydaje mi się, że duży wpływ miała kontuzja.. Przez długi czas nie mogłem grać..
- Wiem, wiem.. Śledziłam twoje losy..
- Serio? – spytał zdziwiony, ale jednocześnie zadowolony. – Też sporo o tobie czytałem.. Ostatnio widziałem cię na okładce jakiegoś pisma.. Jesteś też modelką?
- No co ty – zaśmiałam się. – Do bycia modelką trzeba mieć wzrost, figurę i urodę, a ja mam tylko wzrost. – popatrzył na mnie, mrużąc oczy. – Czemu tak na mnie patrzysz?
- Muszę ci się do czegoś przyznać.. Na początku myślałem, że jesteś kolejną napuszoną gwiazdą, a tu taka miła niespodzianka.. – pokręcił głową z bananem na twarzy.
- Wow. – uniosłam brwi. – Cieszę się, że zaskoczyłam cię pozytywnie. – popatrzyłam na zegarek, było już po 18. – Muszę się zbierać. Dwie godziny jazdy przede mną. – wstałam i wyjęłam portfel.
- No nawet nie żartuj! - oburzył się. – Ja Cię zaprosiłem i nie pozwolę ci zapłacić.
- Ale ja zawsze za siebie płacę. – powiedziałam stanowczo.
- Ale nie tym razem – rzucił szybko na stół banknot pięćdziesięciozłotowy, zanim znalazłam portfel w torebce. Pociągnął mnie za rękę w kierunku drzwi.
- Dobra, ale następnym razem ja płace. – westchnęłam zrezygnowana. Bartek jedynie się uśmiechnął. Odwiozłam go pod ośrodek i ruszyłam w drogę do Warszawy.
______________
Kolejny rozdział w środę o północy :))
- Śpieszy ci się do Warszawy? – spytał, dotrzymując mi kroku. Głos mu lekko zadrżał.
- Nie.. W sumie nie.. – wzruszyłam ramionami. – Nie mam żadnych planów, a co?
- Tak sobie pomyślałem.. – uśmiechnął się nieśmiało.- Ostatnio znalazłem jedną z najlepszych cukierni w Polsce. Może chciałabyś się wybrać?
- Ok.. Idź się przebierz. Czekam na parkingu. - Wyszłam na zewnątrz i stanęłam przy samochodzie. Po niecałych 10 minutach Bartek stał już obok.
- Zakładam, że nie dasz mi prowadzić..
- Dobrze, zakładasz. – uśmiechnęłam się siadając za kierownicą. Po kilkunastu minutach podjechaliśmy pod małą cukiernię. Zajęliśmy miejsca, przy jednym ze stolików i złożyliśmy zamówienie.
- Jak Ci idzie pisanie? – zagadnął, gdy czekaliśmy na ciastka.
- Dopiero zaczynam.. Mam tyle na głowie, że ciężko znaleźć na to czas. Ale po weekendzie już się za to zabiorę. – wyjaśniłam z uśmiechem.
- Dlaczego akurat fizjoterapia? – oparł głowę na rękach, patrząc na mnie z zainteresowaniem. Wyraźnie się rozluźnił.
- Chciałam robić coś przydatnego. Wiesz, to nie jest pewne, że do końca życia będę w show biznesie. Nie chce potem robić rzeczy wbrew sobie, tylko po to, żeby o mnie pisali.. Jeśli minie mój czas to zacznę pracę jako rehabilitantka. A dlaczego ty grasz w siatkówkę?
- Hmm.. Po pierwsze jestem wysoki, po drugie mój tata grał i mnie zaraził pasją do tego, a po trzecie to jest coś co kocham. – wyliczał na palcach. – Ale tobie siatka też chyba nie jest obca. Pokazałaś klasę na treningu – wyszczerzył się.
- Grałam trochę. – odpowiedziałam krótko. Przyniesiono nam zamówienia.
- Rzeczy wbrew sobie, czyli co?
- Rzeczy dzięki którym będą o mnie pisać. Wiesz, niektórzy wychodzą z założenia, że nie ważne co, ważne żeby o nich pisali. A nie wiem czy jest coś gorszego, niż pchanie się na siłę tam gdzie cię nie chcą.
- Zgadzam się. – powiedział z uśmiechem.
- Słyszałam, że przenosisz się do Włoch..
- Tak.. Widocznie Rosja mi nie służy.. – zmarszczył brwi. – Wydaje mi się, że duży wpływ miała kontuzja.. Przez długi czas nie mogłem grać..
- Wiem, wiem.. Śledziłam twoje losy..
- Serio? – spytał zdziwiony, ale jednocześnie zadowolony. – Też sporo o tobie czytałem.. Ostatnio widziałem cię na okładce jakiegoś pisma.. Jesteś też modelką?
- No co ty – zaśmiałam się. – Do bycia modelką trzeba mieć wzrost, figurę i urodę, a ja mam tylko wzrost. – popatrzył na mnie, mrużąc oczy. – Czemu tak na mnie patrzysz?
- Muszę ci się do czegoś przyznać.. Na początku myślałem, że jesteś kolejną napuszoną gwiazdą, a tu taka miła niespodzianka.. – pokręcił głową z bananem na twarzy.
- Wow. – uniosłam brwi. – Cieszę się, że zaskoczyłam cię pozytywnie. – popatrzyłam na zegarek, było już po 18. – Muszę się zbierać. Dwie godziny jazdy przede mną. – wstałam i wyjęłam portfel.
- No nawet nie żartuj! - oburzył się. – Ja Cię zaprosiłem i nie pozwolę ci zapłacić.
- Ale ja zawsze za siebie płacę. – powiedziałam stanowczo.
- Ale nie tym razem – rzucił szybko na stół banknot pięćdziesięciozłotowy, zanim znalazłam portfel w torebce. Pociągnął mnie za rękę w kierunku drzwi.
- Dobra, ale następnym razem ja płace. – westchnęłam zrezygnowana. Bartek jedynie się uśmiechnął. Odwiozłam go pod ośrodek i ruszyłam w drogę do Warszawy.
______________
Kolejny rozdział w środę o północy :))
super, już nie moge się doczekać następnego ^^
OdpowiedzUsuńJak ja lubię twoje opowiadanie ^^
OdpowiedzUsuńwłaśnie kiedy następny ?
OdpowiedzUsuńPierwsze co mi przyszło do głowy w poprzednim rozdziale jak napisałaś Justin to ja takie OMG ona zna Justina Biebera... hahah A potem pisałaś że Justin Timberlake, a ja no to spoko on też może być :) Bardzo mi się podoba twój blog troche odpoczynku od codzienności ... szkoły, i wgl a na dworzu tak strasznie goraco że się nie da wytrzymać :) Fajnie że Bartek się zaczęł nią interesować tylko szkoda że ona woli Zibiego ja nie wiem ci on ma takiego w sobie że wszystkie dziewczyny na niego lecą jak dla mnie to jest taki no normalny a Bartek jest 100 razy lepszy więc mam cały czas nadzieje że jednak Julia będzie z Bartkiem ;)
OdpowiedzUsuń