poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Rozdział XXV - "Miłość to dwie dusze w jed­nym ciele, przy­jaźń - to jed­na dusza w dwóch ciałach"

Wszyscy czekaliśmy na szpitalnym korytarzu. Odkąd przywieźli tu Julkę, nikt jeszcze nie wyszedł z sali. Nie mogłem usiedzieć na miejscu, więc chodziłem w tą i s powrotem. Dlaczego to trwa tak długo? Po jakichś 30 minutach wyszedł lekarz i westchnął. Podbiegliśmy do niego szybko.
- Co z nią? - spytał Igła.
- Omdlenie spowodowane było prawdopodobnie osłabieniem organizmu. Pacjentka jest przytomna i wszystko wydaje się być w porządku. Zostanie do jutra w szpitalu, a potem musi po prostu odpocząć.
- To dlaczego to tak długo trwało? - zmarszczyła brwi Laura.
- Najwięcej czasu zajęło mi przekonywanie jej, żeby nie wypisywała się na własne żądanie. W końcu zgodziła się zostać. - pokręcił głową, uśmiechając się. No tak, cała Julka.
- Możemy do niej wejść? - spytałem.
- Proszę. - wskazał na drzwi i się oddalił.
Gdy wszedłem zobaczyłem ją siedzącą "po turecku" na jednym z łóżek. Od razu było widać, że jest zdenerwowana. 
- Nie chcą mnie wypuścić! - powiedziała oburzona.
- I dobrze. Muszą zrobić ci wszystkie badania. - odparł jej tata.
- Ale mi nic nie jest!
- Ludzie, którzy są zdrowi nie mdleją. - widocznie nie znalazła odpowiedzi, bo jedynie się skrzywiła.
- Lekarz powiedział, że to prawdopodobnie przez osłabienie organizmu i musisz odpocząć. - wtrąciła cicho Laura.
- Mogę odpoczywać w domu..
- Już to widzę. - pokręciła głową. - To tylko jedna noc. Zobaczysz, że nie będzie tak źle..
- Wiem jak jest w szpitalu. Spędziłam tu trochę czasu.. - mruknęła cicho i wbiła wzrok w okno. Jej tata poruszył się nieznacznie. Dopiero teraz uświadomiłem sobie to, dlaczego Julka tak bardzo nie chce tu zostać. Ze szpitalem miała jedynie negatywne wspomnienia, które przypominały jej o tym, że nie może grać w siatkówkę. - Nie musicie tutaj ze mną siedzieć. Im szybciej pójdę spać tym szybciej się obudzę i stąd wyjdę.
- Może chcesz żebyśmy ci coś jeszcze przywieźli? - spytała Iwona, kładąc na małej szafce kosmetyczkę, którą Laura spakowała w pośpiechu.
- Nie, dam sobie rade. - odpowiedziała cicho.
- No to się zbieramy.. - westchnął jej tata, podchodząc i całując ją w czoło.
Pożegnaliśmy się i wyszliśmy z sali, zostawiając ją samą. Nie dawało mi to spokoju. Nie chciałem odchodzić i zostawiać jej z tym wszystkim samej. Przed wejściem zgromadziła się duża grupa fotoreporterów, którzy próbowali wejść do środka, omijając ochronę. Po zobaczeniu nas podbiegli i zaczęli pytać o stan Julki. Gdy byliśmy już na parkingu wpadłem na pewien pomysł.
- Wiecie co.. Skoro i tak po imprezie to ja skoczę do rodziców. - powiedziałem, stając. - Wrócę za jakąś godzinę, dwie. Przekażecie Pauli. - poprosiłem. Całe szczęście, że została w domu z Zosią.
- Nie ma sprawy. - odpowiedział Igła, uśmiechając się dziwnie. - Mamy cię podwieźć?
- Nie, nie trzeba. Zamówię taksówkę. - odparłem i ruszyłem w stronę postoju czekając, aż odjadą. Gdy zniknęli za zakrętem wróciłem do szpitala i po cichu wszedłem do sali. Leżała i wpatrywała się w okno.Gdy usłyszała zamykające się drzwi gwałtownie odwróciła głowę w moim kierunku.
- Wysłali cię, żebyś sprawdził czy nie uciekłam? - spytała unosząc brwi. - Nie martw się. Nie mam zamiaru się stąd ruszać.
- Właściwie to oni nie wiedzą, że tu jestem. Po raz kolejny myślą, że jesteś moimi rodzicami.
- Dlaczego wróciłeś?
- Pomyślałem, że dzięki temu nie będziesz patrzeć w sufit i wspominać ostatniego pobytu tutaj. - wzruszyłem ramionami, siadając na krześle obok jej łóżka.
- Nie szkoda ci sobotniego wieczoru?
- Biorąc pod uwagę to jakiego nam stracha napędziłaś myślę, że ostatnią rzeczą na którą wszyscy mają teraz ochotę jest impreza. - odparłem, a ona jedynie westchnęła.
- Nic mi nie jest. - mruknęła. - Ale dziękuję, że wróciłeś. Odkąd wszedłeś nie pomyślałam o wcześniejszym pobycie, ani razu. - uśmiechnęła się lekko.
- No widzisz.. Teraz musisz mi o czymś opowiedzieć, żeby o tym nie myśleć.
- Co mam ci opowiedzieć?
- No nie wiem.. Może jak wyobrażasz sobie ślub twojego taty i Laury?
- Naprawdę chcesz tego słuchać?
- Jeśli ci to pomoże, to mogę się poświęcić.. - uśmiechnąłem się zachęcająco. Zawahała się przez chwilę, ale zaczęła mówić.
- Myślałam o tym, żeby całą uroczystość zrobić na tarasie.. - zaczęła, a w jej oczach pojawiły się iskierki. Tak bardzo mi ich brakowało. Kompletnie się wyłączyłem. Patrzyłem na nią, na jej wielkie brązowe oczy, uśmiech i marszczące się co jakiś czas brwi, kiedy nie mogła się zdecydować nad kolorem kwiatów. Może powinienem słuchać serca, a nie rozumu? Nie mogłem się oszukiwać. Tym bardziej nie zasługiwała na to Paula. Myślałem, że to co do niej czuję wystarczy na zbudowanie normalnego związku, ale teraz uświadomiłem sobie, że to nic w porównaniu do tego, co czuję do Julki. - Prawda? - usłyszałem jej pytanie, które wyrwało mnie z zamyślenia.
- Słucham? - spytałem automatycznie.
- Nieważne. - zaśmiała się lekko. - To teraz zamieńmy się rolami. Ty mi coś opowiedz, a ja będę udawała, że słucham.
- To nie tak.. - zacząłem się usprawiedliwiać.
- Wybaczam.. Samej nie chciało mi się tego słuchać. Opowiedz mi o waszych treningach.
- Naprawdę chcesz tego słuchać?
- Nie, ale chce zasnąć, a to mi pomoże. - odpowiedziała, a ja się zaśmiałem.
- Trenujemy dwa razy dziennie.. - zacząłem, a ona zamknęła oczy. Minęło kilka minut, a ona już spała. Przykryłem ją kocem i patrzyłem jak śpi. Nie mogłem się zmusić, żeby wyjść. Pierwszy raz od tak dawna byłem z nią sam na sam. Mogłem patrzeć na nią do woli i wiedziałem, że nie dam rady tego przerwać. Napisałem Pauli smsa, że zostaje u rodziców na noc i oparłem się wygodnie na łokciach.


Oczami Julki..

Obudziłam się i przetarłam oczy. Jednak mi się to nie śniło i naprawdę leże w szpitalu. Podparłam się na łokciach i zobaczyłam śpiącego Zbyszka z głową na moim łóżku. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Nie chciałam go budzić, więc opadłam ponownie na poduszkę i patrzyłam jak słodko wygląda, gdy śpi. Nie trwało to długo bo już po kilkunastu minutach się obudził. Wstał rozciągając się, a gdy w końcu spojrzał na mnie podskoczył przestraszony.
- Długo tak na mnie patrzysz? - spytał, stojąc nade mną.
- Nie chciałam cię budzić. - uśmiechnęłam się. - Nie musiałeś ze mną zostawać. Poinformowałeś o tym resztę?
- Napisałem wczoraj Pauli, że zostaje na noc u rodziców. - odpowiedział, opadając ponownie na krzesło. Usiadłam prosto i popatrzyłam na zegarek. Była dopiero 7.
- Jak myślisz o której przyjadą?
- Na pewno nie wcześniej, niż za jakieś 2 godziny.. - wzruszył ramionami. Zaraz potem do sali weszła pielęgniarka z wózkiem na którym znajdowało sie śniadanie.
- Dzień dobry.. - przywitała się. - Kanapki z szynką, czy dżemem?
- Nie, ja dziękuję. Nie jestem głodna. - odpowiedziałam, a Bartman popatrzył na mnie zaskoczony, za co dostał ode mnie kuksańca łokciem.
- Niech pani zostawi dwie z dżemem. - powiedział.
- Kakao, czy herbata?
- Kakao. - odparłam.
- Wiem, że to nie odpowiednie, ale moja córka jest pani fanką. Mogłabym dostać autograf? - spytała nieśmiało.
- Nie ma problemu. - uśmiechnęłam się, podpisując się na podanej przez nią kartce. Gdy wyszła wzięłam kubek i upiłam łyk gorącej substancji.
- Wcinaj. - podstawił mi talerz z kanapkami, a ja się mimowolnie odsunęłam.
- Nie jestem głodna. Możesz je zjeść. - odpowiedziałam.
- One są dla ciebie. Musisz coś zjeść. - nie dawał za wygraną. - Przynajmniej jedną.
- Zjem jeśli ty weźmiesz drugą. - uniosłam brwi. Westchnął i wziął jedną do ręki. Oboje w milczeniu i z grymasem na twarzy jedliśmy swoje kanapki. - Chcesz? - wyciągnęłam w jego kierunku kubek, a on wziął i wypił wszystko. Pokręciłam jedynie głową, śmiejąc się. Do sali wszedł lekarz, który zajmował się mną wczoraj.
- Dzień dobry. - przywitał się z uśmiechem. - Widzę, że jest pani w lepszym humorze, niż wczoraj.
- Będę w jeszcze lepszym, gdy stąd wyjdę.
- Już niedługo. Zrobimy pani jeszcze badania i będzie pani mogła wrócić do domu.
- Możemy je zrobić teraz? Chce mieć to już za sobą.
- Oczywiście. Proszę ze mną. - wskazał na drzwi, a ja wygramoliłam się szybko z łóżka.
- Poczekam tutaj. - usłyszałam za sobą głos Zbyszka.
- Ok. - rzuciłam przez ramię i wyszłam z sali.


Gdy wróciłam przy moim pustym łóżku oprócz Bartmana siedział mój tata, Justin i Igła. Poczekali cierpliwie, aż się ogarnę i razem wróciliśmy do domu.
- Chcesz się położyć? - spytał tata, gdy wysiadłam z auta.
- Mam dość leżenia.
- Pamiętaj co mówił lekarz. Musisz zwolnić.
- Pamiętam. - odparłam, tracąc powoli cierpliwość. Weszliśmy do salonu, w którym reszta czekała na nas z obiadem. Po pytaniach o to jak się czuję, czy wszystko w porządku i czy chce odpocząć, w końcu udało mi się zabrać za jedzenie.
- Może masz ochotę na herbatę? - spytała Paula, widząc jak nalewam sobie soku.
- Pokrójcie za mnie jeszcze schabowego, żebym nie zmęczyła się używając sztućców. - wycedziłam przez zaciśnięte zęby i wstałam.
- Gdzie idziesz? - spytał Justin z pełną buzią ziemniaków.
- Straciłam ochotę na jedzenie. - odpowiedziałam, wychodząc z salonu. Wyszłam przed dom i usiadłam na schodach. Ukryłam twarz w dłoniach, zastanawiając się czy nie przegięłam z reakcją. Przecież chcieli dobrze. To nie ich wina, że nie lubię, gdy traktuje się mnie w taki sposób. Chciałam wrócić, ale co miałabym powiedzieć? Przepraszam, że zachowałam się jak idiotka? Trudno. Musiałam ponieść konsekwencję. Wstałam i weszłam ponownie do salonu, w którym panowałam grobowa cisza. - Przepraszam. - mruknęłam i wpakowałam do ust resztę jedzenie. Nikt już nic więcej przy stole nie powiedział.  Po obiedzie wszyscy się rozeszli. Musiałam ochłonąć po tej całej sytuacji, więc poszłam do siebie i weszłam do wanny. Tego właśnie potrzebowałam. Włożyłam słuchawki do uszów i skupiłam się na słowach moich ulubionych piosenek.


Ubrana i już z lepszym humorem wyszłam na taras. Sam i Hania pojechali do niej do Wrocławia, a Justin godzinę temu miał samolot. Pozostali widocznie bali się do mnie odezwać bo, gdy mnie zobaczyli odruchowo umilkli.
- Bez obaw.. Nie będę krzyczeć. - uniosłam ręce do góry, a oni wrócili do rozmowy. Usiadłam obok Iwony.
- Zibi powiesz nam w końcu z którym klubem podpisałeś kontrakt? - spytał Igła.
- Nie powiedziałeś im? - zdziwiła się Paula, zerkając na Zbyszka. - Przeprowadzamy się do Włoch! - pisnęła z radością, a ja zakrztusiłam się sokiem. Wszyscy popatrzyli na mnie przerażeni.
- Nic mi nie jest. - wydusiłam z siebie. - Włochy to piękny kraj.
- Prawda? Mamy zamieszkać w Maceracie, a z tego co widziałam na zdjęciach..
- Julie. - przerwał jej głos Iana. Wszedł na taras i pierwsze co zrobił to podbiegł do mnie. - Nic ci nie jest? Wczoraj dzwonił do mnie Justin i mówił, że jesteś w szpitalu! - wyrzucił z siebie, zdenerwowany.
- Nic mi nie jest.. To było zwykłe omdlenie. - uspokoiłam go szybko.
- Możemy porozmawiać? - spytał.
- Zdecydowanie. - odparłam i pociągnęłam go za rękę w kierunku drzwi. Ostatnim miejscem w jakim chciałam teraz być to taras, gdzie Paula opowiadała o  wspólnej przyszłości ze Zbyszkiem.
    Weszliśmy do mojego pokoju i usiedliśmy na łóżku. Popatrzyłam na niego wyczekująco, ale on cały czas milczał, próbując zebrać się na odwagę.
- O czym chciałeś ze mną porozmawiać?
- Muszę ci o czymś powiedzieć.. - mruknął cicho. - Po weselu Michała, gdy wróciliśmy do domu to my.. całowaliśmy się. Wiem, że możesz nie pamiętać..
- Pamiętam. - odparłam. - Myślałam, że to ty nie pamiętasz..
- Dobra, czyli tą sprawę mamy załatwioną. - wziął głęboki oddech. - Słuchaj.. Wiesz dobrze, że jesteś dla mnie ważna. Gdy dowiedziałem się, że jest z tobą coś nie tak i trafiłaś do szpitala przeraziłem się tak jak jeszcze nigdy dotąd. - urwał na chwilę, po czym popatrzył mi prosto w oczy. - I właśnie wtedy zdałem sobie sprawę, że jestem w tobie zakochany.
- Chcesz ze mną być? - spytałam, gdy wyszłam z lekkiego szoku. Nigdy nie zastanawiałam się nad tym jakby to było być z nim naprawdę. Do tej pory uważałam go jedynie za przyjaciela. Ale czy nie wyobrażałam sobie go jako mojego chłopaka? Lubiłam go i to bardzo, miał poczucie humoru, był sympatyczny, sarkastyczny, a na dodatek przystojny. Poza tym w przyszłości Bartmana nie było dla mnie miejsca.
- Chcę. - odpowiedział. Uśmiechnęłam się lekko i musnęłam jego usta. Po chwili złączyliśmy się w  pocałunku.
- Gotowy powiedzieć o tym światu? - wyszczerzyłam się. Skinął jedynie głową z wielkim uśmiechem na twarzy i wstał. Trzymając się za ręce wyszliśmy na taras. Wszyscy siedzieli w tych samych miejscach, a gdy nas zobaczyli, ich spojrzenia od razu powędrowały na nasze splecione dłonie.
- Jesteśmy razem. - oznajmiłam z nieśmiałym uśmiechem.

_____________________________

Pytaliście czym Was jeszcze zaskoczę? haha :) Bardzo proszę o komentarze :)





9 komentarzy:

  1. No nieźle, nieźle, dajesz czadu;D i ja chce więcej i więcej;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Zabiję Cię, no po prostu zabiję gołymi rękoma ! ; c / Ciruela.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nieeeeeeee!
    Dobra, spokojnie, oni i tak będą razem... mam nadzieję :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ian, serio???!!! akurat jego tu brakowało. no nic do następnego :)

    OdpowiedzUsuń
  5. zaskakujesz mnie coraz bardziej ;o

    OdpowiedzUsuń
  6. :O Hahah, wspaniały rozdział :D Bardzo lubię Iana i nie mam nic przeciwko takiemu zawrotowi akcji :P ^^

    OdpowiedzUsuń
  7. Mmm jak słodko, że Bartman został przy niej całą noc ;*
    Mam nadzieję, że to faktycznie tylko przemęczenie.
    Julka i Ian?! O.o
    Hmm a może coś z tego będzie?...

    Pani XxX

    OdpowiedzUsuń