Mecz w Tuluzie wygraliśmy 3:2 i w wesołym nastroju wróciliśmy do Polski. Wylądowaliśmy na warszawskim Okęciu. Siatkarze dostali wolne do środy i razem ze Zbyszkiem pojechałam do domu.
- Nie ma nikogo? - spytałam, gdy weszliśmy do środka. Zaczęłam się rozglądać. W końcu postanowiłam zajrzeć do pokoju Laury. W zwyczaju miałam to, że wchodziłam bez pukania, ale gdy otworzyłam drzwi od razu tego pożałowałam. - O mój Boże! - krzyknęłam, zamykając za sobą.
- Co się stało? - Zbyszek, jakby zmaterializował się obok, słysząc mój krzyk. Bez słowa ruszyłam w stronę salonu, a on za mną. Po chwili do pomieszczenia wpadł mój tata razem z Laurą.
- Kochanie to nie tak jak myślisz.. - zaczęła.
- Bluzkę masz odwrotnie założoną! - wskazałam. - Zostawiłam cię tu, żebyś sobie przemyślał sprawę z mamą, a nie uwodził moją gospodynie! - zwróciłam się do taty. - A ty.. Gdzie jest Zosia?
- Kto? - spytała, próbując przekręcić bluzkę na sobie.
- Mała, dziesięcioletnia blondynka, która mówi do ciebie mamo.
- U koleżanki.. - odpowiedziała, gdy udało jej się ogarnąć.
- Wiem jak to wyglądało.. - zaczął się usprawiedliwiać.
- Gwarantuje ci, że nie wiesz.. - skrzywiłam się, próbując wymazać ten obraz z pamięci. - Musimy porozmawiać. - zwróciłam się do taty i ruszyłam w stronę drzwi. Bez słowa poszedł za mną i razem wyszliśmy na taras.
- Wiem, że możesz być zdenerwowana ze względu na twoją mamę, ale..
- Nie ze względu na nią. - przerwałam mu szybko. - Laura jest dla mnie, można powiedzieć jak matka i nie chcę żeby cierpiała po tym jak wyjedziesz.. Przecież ona jest zupełnie inna, niż mama.. - pokręciłam głową nie rozumiejąc.
- Może właśnie dlatego mi się spodobała? - spytał i nie czekając na odpowiedź kontynuował.- Spędziliśmy naprawdę miło ten tydzień. Polubiliśmy się i ostatnie czego chce to ją skrzywdzić.
- A co z mamą?
- Rozwodzimy się i nie ma już szansy na zmianę decyzji. Teraz wiem na pewno, że między nami nie ma w ogóle chemii.
- Traktujesz Laurę poważnie?
- Jak najbardziej. - odpowiedział, patrząc mi prosto w oczy.
- Chodź.. - pokręciłam głową i weszłam ponownie do salonu, gdzie Zbyszek i Laura siedzieli na kanapie. Gdy mnie zobaczyła wstała zestresowana. - Macie moje błogosławieństwo.. - westchnęłam. Cała rozpromieniona mnie przytuliła. - I obiecuję, że już nigdy nie wejdę do Ciebie bez pukania. - dodałam, kręcąc głową. Wszyscy się zaśmiali.
- Może zrobię kolacje? - odezwała się, gdy emocję już opadły.
- A Zosia nocuję u tej koleżanki? - spytałam. Skinęła głową, a ja wpadłam na pewien pomysł.- Wiecie co.. chyba powinnam Wam jakoś zrekompensować to, że wam przerwałam..
- No co ty..
- Nalegam. Zjedzcie kolację gdzieś na mieście, oczywiście na mój koszt. Jeśli mogę doradzić to w hotelu Hilton jest świetna restauracja. A co tam - machnęłam ręką. - Możecie wziąć tam nawet pokój. To kilkadziesiąt kilometrów stąd, więc choćbym chciała to wam nie przeszkodzę.
- Chcesz się nas pozbyć z domu? - spytał z lekkim uśmiechem.
- Mamy zamiar ze Zbyszkiem cały wieczór oglądać filmy przy pizzy i piwie, więc szczerze obojętne mi jest to, czy będziecie, czy nie.. Chciałam wam sprawić prezent, ale jeśli nie chcecie.. Tym bardziej, że dzisiaj nie ma Zosi, a nie wiadomo kiedy taka okazja się powtórzy - wzruszyłam ramionami.
- Co ty na to? - zwrócił się do Laury.
- Może to nie jest zły pomysł?
- To co rezerwować stolik? - spytałam z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Nie musisz płacić.
- Tato, ale chce. - odparłam tonem nie znoszącym sprzeciwu. Wyciągnęłam telefon i wyszłam na zewnątrz. Zarezerwowałam stolik i największy pokój, jaki był dostępny. Gdy wróciłam w salonie zastałam jedynie Zbyszka.
- Czasami się ciebie boje.. - zaśmiał się, kręcąc głową. Opadłam na kanapę obok niego.
- I dobrze. - odpowiedziałam, włączając telewizor. - Na co masz ochotę? - spytałam, patrząc na niego. Uśmiechnął się przebiegle. - Mówiłam o kolacji..
- Zdaję się na ciebie.
Gdy zostaliśmy sami zajęłam się kolacją. Powoli oswajałam się z myślą o moim ojcu i Laurze. To była ostatnia rzecz jakiej się spodziewałam, ale jeśli są szczęśliwi to mi nic do tego.
- Pomóc ci? - poczułam wielkie ręce Bartmana na biodrach.
- Szkoda, że proponujesz to jak wykładam jedzenia na talerz.. - pokręciłam głową.
- Wiesz.. tak sobie myślałem co Kubiak mógł sobie pomyśleć.. - oparł się o blat kuchenny. - Biorąc pod uwagę to, że myślał, że jesteś sama.. - urwał, patrząc na mnie.
- Pewnie pomyślał, że oglądam jakiś film.. - wzruszyłam ramionami.
- Albo, że sama się.. - chrząknął. A mnie zamurowało z nożem w ręce.
- Czy ja wyglądam na osobę, która to robi? - spytałam. Wyglądał tak, jakby chciał coś powiedzieć, ale się powstrzymał. Spiorunowałam go wzrokiem.
- Teraz zdałem sobie sprawę z tego, że niebezpiecznie jest śmiać się z ciebie, gdy masz nóż w dłoni. - odsunął się na bezpieczną odległość. - Nie zjem tyle.. - wskazał na talerz z większą porcją.
- To jest dla mnie. - powiedziałam nieśmiało, a on wybuchnął śmiechem. Walnęłam go w klatkę piersiową, po czym natychmiast umilkł. - Idź nakryj do stołu na tarasie. Ja się muszę przebrać. - zdjęłam fartuszek i wyszłam z kuchni. Przebrałam się i wyszłam na taras, gdzie Zbyszek zapalał świece. Nie myślałam o tak romantycznym klimacie, ale nie miałam nic przeciwko. Zmierzył mnie wzrokiem i się uśmiechnął. Widocznie "ładnie wyglądasz" nie mogło mu przejść przez gardło.
- Dziękuję. - powiedziałam, gdy odsunął mi krzesełko, po czym usiadł na przeciwko. Nie lubiłam takich sytuacji, ale widocznie Zbyszek tak, więc nie chciałam nic mówić. Otworzył wino i nalał mi do kieliszka.
- Smacznego. - uśmiechnęłam się. W ciszy zaczęliśmy jeść kurczaka po tajsku.
- Rewelacja.. - mruknął, odkładając sztućce.
- Dziękuję, przyniosę deser. - wstałam i ruszyłam w stronę lodówki. Wyjęłam z niej dwa pucharki i wróciłam na taras.
- Co to? - spytał, gdy postawiłam jeden przed nim.
- Eton Mess.. - opowiedziałam, a on popatrzył na mnie pytająco. - Angielski deser. Justin go uwielbia, więc nauczyłam się go robić. - dodałam.
- Poczekaj chwilę.. - powiedział, gdy skończyliśmy. Wszedł do domu, a po chwili usłyszałam cichą muzykę. Wrócił i wyciągnął dłoń w moim kierunku. - Zatańczysz ze mną? - spytał, a ja zakryłam usta dłonią, żeby się nie roześmiać.
- Serio? Będziemy tańczyć?
- Cicho bądź i wstawaj.. - mruknął zniecierpliwiony. Posłusznie wstałam wciąż powstrzymując się od śmiechu. Zaczęliśmy się kołysać, a ja oparłam głowę o jego ramie i zaczęłam chichotać.
- Z czego się śmiejesz?
- Bartman naoglądałeś się tanich komedii romantycznych. To jest głupie.. - powiedziałam szczerze.
- Wiem. - odparł, uśmiechając się.
- To dlaczego to robimy?
- Bo chciałem cię pocałować, a przez stół nie mogłem..
- Jejku.. - odetchnęłam z ulgą. - Już się bałam, że lubisz te romantyczne pierdoły.. - powiedziałam, po czym wpiłam mu się w usta. Od razu odwzajemnił mój pocałunek, zaczynając namiętną walkę języków. Przyciągnął mnie mocniej do siebie, a ja wplotłam palce w jego czarne włosy. Błądził rękoma po moich plecach zjeżdżając coraz niżej. Po chwili podniósł mnie i posadził na stole. Tym samym zrzucając z niego cześć zastawy. Czułam jego oddech na szyi i usta całujące mój dekolt.
- Uwielbiam Cię. - wymruczał mi do ucha. Jednym zwinnym ruchem pozbył się mojej sukienki, dzięki czemu mógł błądzić rękoma po moim prawie nagim ciele.Ściągnęłam mu koszulkę i rzuciłam gdzieś w bok. Mogłam poczuć umięśnione ciało pod palcami. Przejechałam delikatnie dłonią po jego linii kręgosłupa, co sprawiło mu taką przyjemność, że mimowolnie zamruczał. Niemal zerwał ze mnie bieliznę, obdarzając moje ciało milionami pocałunków. Westchnęłam, rozkoszując się tym, po czym sięgnęłam po zapięcie paska, pozbawiając go spodni i bokserek. Złączył nasze ciała w jedno, a z mojego gardło wydostał się głośny, niepohamowany jęk.
Obudziłam się w swoim łóżku. Uśmiechnęłam się, gdy poczułam pod sobą klatkę piersiową Bartmana.
- Dzień dobry.. - mruknął w moje włosy. Położyłam się na brzuchu i podparłam na łokciach.
- W naszym związku nie ma za grosz romantyczności.. - zaśmiałam się, przypominając sobie wczorajszą kolację.
- Wiesz.. Ja cię mogę zabierać częściej na takie romantyczne kolacje przy świecach.
- Nie. - odpowiedziałam stanowczo.
- Za to wszystko inne w naszym związku jest doskonałe.. - uśmiechnął się i mnie pocałował. Przerwało nam moje burczenie w brzuchu, na co oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
- Pójdę zrobić śniadanie.. - powiedziałam wstając i zakładając szlafrok. Zeszłam na dół i zastałam tam siedzącą przy stole Zosię.
- Wróciłaś już? - spytałam zaskoczona, cmokając ją w policzek. - Gdzie mama?
- Nie wiem.. Szukałam jej, ale nigdzie jej nie ma.. - odparła. Widocznie jeszcze nie wrócili.
- Zaraz pewnie wróci.. Chcesz coś zjeść? - spytałam, nastawiając wodę na kawę.
- Zrobisz mi naleśniki?
- Pewnie. Jak było u koleżanki?
- Super! Bawiłyśmy się do północy. - powiedziała podekscytowana.
- Wow.. I nie chciało ci się spać? - spytałam z podziwem.
- Nie. - odparła dumnie.
- Proszę.. - postawiłam przed nią talerz z dwoma naleśnikami z truskawkami.
- Mogę zjeść przed telewizorem skoro nie ma mamy? - popatrzyła na mnie maślanymi oczami.
- Tylko jej nie mów.. - uśmiechnęłam się.
- Cześć Zbyszek.. - przywitała się z nim, gdy minęli się w drzwiach.
- Cześć Zosia. - odpowiedział, patrząc na nią z góry. Usiadł za stołem i patrzył jak krzątam się po kuchni. Zjedliśmy śniadanie i dołączyliśmy do Zosi. Na obiad Zbyszek pojechał do rodziców, próbując mnie też zaciągnąć. Po dwudziestu minutowych dotarło do niego, że dziwne byłoby przyprowadzenie swojej fizjoterapeutki na rodzinny obiad.
- Jak było u rodziców? - spytałam, gdy siedzieliśmy w "jego miejscu".
- Była moja siostra, więc było wesoło. - odpowiedział, wywracając oczami. Nie wiem dlaczego tak dramatyzował, na jego miejscu byłabym w siódmym niebie gdybym miała taką siostrę.- A jak tam twój tata? Jak długo zostaje?
- Jutro już wyjeżdża.. A właśnie bo dzisiaj zaproponowałam, że zostanę z Zosią, żeby mogli spędzić ostatni wieczór razem..
- Powtórka z wczoraj? - uniósł brwi.
- Ale bez kolacji. - wyszczerzyłam się.
- Zaakceptowałaś już jego związek z Laurą?
- Ta.. Nigdy nie widziałam, żeby uśmiechał się tak często.. W sumie rzadko go widywałam.. - zmarszczyłam brwi.
- Nie mieszkał z tobą?
- Mieszkał. Mieliśmy duży dom, a on poruszał się jedynie miedzy kancelarią, a gabinetem, który był w innej części domu. Jak spotykaliśmy się przy stole to i tak było dobrze..
- A mama?
- Miała gabinet koło niego i kancelarię w tym samym miejscu.
- Dlatego praktycznie wychowała cię babcia?
- Ona nie miała gabinetu. - zaśmiałam się. - Wskakujemy? - wstałam i zdjęłam bluzkę. Nie chciałam drążyć dalej tego tematu. Bez słowa wstał rozbierając się - Na trzy.. Raz.. Dwa.. TRZY..
Wróciliśmy do domu przed 18 i minęliśmy się w drzwiach z Laurą i tatą. Zrobiłam dla naszej trójki kolację i wszyscy razem zalegliśmy na kanapie oglądając Króla Lwa. W połowie wyszłam na taras odebrać telefon.
- Słucham..
- No hej.. Co słychać? - usłyszałam głos Justina.
- Opiekujemy się Zosią razem ze Zbyszkiem.
- Wprawiajcie się, bo za kilka lat może wam się do przydać - zaśmiał się.
- Powiedz, że dzwonisz z informacją o odwołanym ślubie..
- Nie. - odpowiedział automatycznie. - Dzwonie w przeciwnej sprawie. Sara dała mi listę rzeczy, które muszę zrobić, a nie wiem jak się za to zabrać.. Nie będziesz może w USA w najbliższym czasie?
- Niestety nie. Tym razem musisz poradzić sobie sam. Poza tym dzwonisz do mnie, żebym pomogła ci w organizacji wydarzenia, które zrujnuje ci życie? Naprawdę masz mnie za tak złą przyjaciółkę?
- Nie, skąd. Jesteś wzorem przyjaciółki..- odpowiedział.
- Wiem, a teraz wybacz bo zaraz scena śmierci Mufasy - powiedziałam i się rozłączyłam. Stanęłam jak wryta, gdy zobaczyłam Zosie wtuloną w śpiącego Bartmana. Oboje spali jak zabici na kanapie. Uwieczniłam to aparatem i rozłożyłam się w fotelu z miską popcornu, chcąc dokończyć bajkę. "Powtórka z wczoraj".. Jasne.
Rano Zbyszek wstał z okropnym bóle karku, ale po masażu wszystko wróciło do normy. Pojechał do Bydgoszczy jako pierwszy. Nie chciałam wzbudzać podejrzeń, tym że wrócilibyśmy razem. Kończyłam pakowanie, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi.
- Ian.. Co ty tutaj robisz? - spytałam zdziwiona. Nie odpowiedział tylko pokazał mi to co trzymał w ręce.
- O Boże..
_____________
Ponad 7 tyś. wyświetleń, 131 komentarzy.. Dziękuję :) Kolejny rozdział w niedziele :) Bardzo proszę o komentarze :)
ask.
Kolejne opowiadanie o siatkarzach? Być może. Historia młodej piosenkarki i aktorki, która wydawać by się mogło jest prawdziwą szczęściarą spełniającą marzenia.. Nic bardziej mylnego.. Jej marzenie to boisko, piłka i siatka.. Co się stało, że skończyła na scenie? I jaką rolę w tej całej opowieści będą mieć siatkarze, a szczególnie jeden?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
ciekawie się robi już nie moge sie doczekać niedzieli
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział ;p
OdpowiedzUsuńCoś czuję, że to gazeta z nagłówkiem "Julie z Bartmanem" czy coś xd
Oooo idą kłopoty;D świetny rozdział, i standardowo czekam na następny z niecierpliwością ;))
OdpowiedzUsuńUUU jak ja lubie takie ciekawe zakończenia ;D
OdpowiedzUsuńKobieta jedząca za dwóch Bartmanów i nadal szczupła jak kijek od miotły... xDD
OdpowiedzUsuńIan? co on znów zrobił, że tak zareagowała? super rozdział :0
OdpowiedzUsuńJak bys mogła dać rozdział dzisiaj bo wyjeżdżam na wakacje jutro a bym chciała przeczytać ten rozdział. Robi się ciekawie. Ciekawe co zobaczyła
OdpowiedzUsuńZajrzyj wieczorem :)
Usuń