niedziela, 18 sierpnia 2013

Rozdział XXI - "Największa wina jest w tym, kto nie chce słuchać prawdy"

     Obudziłam się w swoim łóżku. Popatrzyłam przez okno i zobaczyłam warszawski krajobraz, którego w ostatnich tygodniach tak bardzo mi brakowało. Nie czułam się źle. Widocznie udało mi się uniknąć morderczego kaca i bólu rozsadzającego mi czaszkę. Z wielkim uśmiechem na twarzy wstałam i weszłam do łazienki. Pozwoliłam, aby strumienie letniej wody spływały po moim ciele. Nie wiem co spowodowało, że mój humor był tak dobry. Może nadal byłam pijana?
    Przypominałam sobie powoli szczegóły wczorajszego wesela. Humor psuł mi się z każdym wspomnieniem dotyczącym Zbyszka. Nie sądziłam, że tak szybko pocieszy się po naszym rozstaniu. Wiedziałam, że nie będzie żył w celibacie, ale żeby już na wakacje jechać z inną? No błagam. Przypomniałam sobie flirt z Andrzejem i mimowolnie się uśmiechnęłam. Potrzebowałam tego. Cała zgraja siatkarzy, z którą bawiłam się jak za dawnych czasów. I w końcu przypomniałam sobie Iana. To jak nie mógł zdjąć butów i nasz pocałunek.. O Boże. Wzięłam słuchawkę prysznica do ręki i skierowałam ją na  twarz. Może uda mi się w ten sposób utopić? Przecież jesteśmy przyjaciółmi.. jęknęłam w myślach. Może nie pamięta? Przecież też był nieźle wstawiony, nawet bardziej, niż ja. Wyszłam z łazienki z postanowieniem, że pierwsza nie zacznę tego tematu. Ubrana zeszłam do kuchni, gdzie wszyscy jedli już śniadanie. Wzięłam tylko kanapkę i wyszłam z domu. Włożyłam słuchawki do uszów i ruszyłam biegiem przed siebie.

Wróciłam godzinę później kompletnie padnięta. Po szybkim prysznicu dołączyłam do Iana i Zosi, którzy bawili się przy basenie z psami.
- O której jedziemy? - spytał, gdy mnie zauważył. Zaczyna się dobrze, żadnych nerwowych reakcji, więc pewnie nie pamięta.
- Myślę, że około 19 będzie idealnie. Pojedziemy na dwie godzinki, pożegnamy się i wrócimy.- odpowiedziałam, siadając obok niego. Wzięłam jednego szczeniaka na ręce. W tej samej chwili z domu wyszedł tata.
- Możemy porozmawiać? - zwrócił się do mnie. Bez słowa wstałam i ruszyłam z nim w stronę tarasu.
- O czym? - spytałam w końcu.
- Chciałbym wiedzieć, czy miałabyś coś przeciwko gdybym oświadczył się Laurze.
- Serio? - uśmiechnęłam się. - Jejku.. Pewnie, że nie mam nic przeciwko. Wow.. Kiedy?
- Planowałem zabrać ją na romantyczną kolację..
- Nie możesz zrobić tego dzisiaj w domu? - jęknęłam. - Chciałabym widzieć jej reakcję.
- Tak po prostu mam teraz do niej iść i się oświadczyć? Chciałbym, żeby to było bardziej oficjalne..
- To mam inny pomysł. - klasnęłam w dłonie. - Wrócimy o 20 i zrobię kolację. O mój Boże.. Ale wam urządzę wesele!
- Naprawdę nie masz nic przeciwko? - spytał
- No co ty.. A jakby zrobić tu na tarasie? - zamyśliłam się. Miałam tysiąc pomysłów na organizację tego wesela. Jejku, ale będzie zabawa!


Równo o 18 weszliśmy na salę, gdzie wszyscy już się bawili. Nikt nie siedział tak jak wczoraj, więc teraz zajęliśmy miejsca na przeciwko Bartmana i jego panny idealnej, którzy przesiedli się do naszego stolika.
- Piękna sukienka. - powiedziała na dzień dobry Paula.
- Dziękuję. Twoja również - odpowiedziałam z uśmiechem. Nawet ona nie popsuję mi dzisiaj humoru.
- Co tak późno przyjechaliście? - spytał Igła, podchodząc do nas.
- Ktoś tu się nie mógł wyrobić.. - Ian pokręcił głową patrząc na mnie. Uśmiechnęłam się słodko. - Chodź, zatańczymy. - wstał i wyciągnął do mnie rękę. Przez następne dwie godzinny głównie tańczyłam. Nie miałam jakoś ochoty siedzieć przy stoliku i patrzeć na zakochaną parę. Pare minut przed dwudziestą wróciłam na swoje miejsce.
- Zbieramy się? - zwróciłam się do Iana, który rozmawiał z Pitem.
- Tak, tak. - skinął głową, wstając.
- Już wychodzicie? - oburzył się Igła.
- Przykro mi, ale mój tata ma się oświadczyć dzisiaj Laurze. Muszę zrobić kolację, a wcześniej jeszcze musimy zrobić zakupy. Poza tym jutro mamy samolot o 5. I znów to pożegnanie.. - westchnęłam. - Nie martwcie się, niedługo się spotkamy znowu.  - powiedziałam z uśmiechem. - Do zobaczenia.


- Naprawdę nie musiałaś robić kolacji.. Przecież ja ją mogłam zrobić.. - wywróciła oczami Laura.
- Nie smakuję ci?
- Oczywiście, że mi smakuję, ale..
- No to nie gadaj tylko wcinaj. - nakazałam jej, kończąc swoją porcję. Gdy ostatnie sztućce znalazły się na talerzu tata głośno odchrząknął. Zagryzłam usta z podniecenia i obserwowałam uważnie przebieg wydarzeń.
- Kochanie.. - zwrócił się do Laury, biorąc ją za ręce i wstając. - Korzystając z okazji, że są tu z nami nasze dzieci chciałbym cię o coś zapytać.. - włożył rękę pod marynarkę i wyjął małe, czerwone pudełeczko. Laura zakryła usta dłonią. - Kocham cię jak nikogo innego.. - chrząknęłam odruchowo. - Oprócz ciebie.. - popatrzył na mnie, po czym znów odwrócił głowę w jej kierunku. - Czy uczynisz mnie najszczęśliwszym mężczyzną na świecie i wyjdziesz za mnie? - spytał. Nie odpowiedziała tylko skinęła głową. Nałożył jej pierścionek na palec i pocałował. Ian zaczął bić brawo, a ja i Zosia się przyłączyliśmy. Ich pocałunek stawał się coraz dłuższy.
- Chodź Zosiu.. Przeczytam ci coś na dobranoc.. - zaśmiałam się, nie chcąc im przeszkadzać. Wzięłam małą za rękę i w trójkę ruszyliśmy po schodach, zostawiając narzeczonych w obięciach.


     Wróciłam do USA i moje życie wyglądało dokładnie tak jak wcześniej. Może z wyjątkiem tego, że teraz szykowałam się do ślubu Justina, który miał się odbyć w ten weekend. Dopiero dzień przed oświadczył mi, że Igła i Zbyszek potwierdzili przybycie. Wiedziałam, że zrobiłam wszystko, żeby wybić Justinowi to z głowy. Teraz z czystym sumieniem będę mogła mu powiedzieć "A nie mówiłam.". Nadal nie rozumiałam jak można być tak ślepym. Pierwszy raz nie cieszyłam się z czyjegoś ślubu. Chociaż nie.. Tego, że Orlando Bloom żeni się z Mirandą, też nie mogłam znieść, ale tamto było z czysto egoistycznych powodów.
    Ceremonia była tradycyjna. Słowa przysięgi, które wzruszyły rodziców, kazanie i błogosławieństwo. Wszyscy w wyśmienitych nastrojach, oprócz mnie. Wesele miało miejsce w pałacu. Jak dla mnie zbyt duży przepych, ale co kto lubi. Siedzieliśmy z Ianem jak na skazaniu. To nie były nasze klimaty chociaż jak to on i tak wbił się w towarzystwo. Czułam się jak na kolejnym nudnym bankiecie. To nie było w stylu Justina. Nie rozumiałam jak to możliwe, że wesele jest w jej stylu, skoro to on wszystko przygotowywał. Po kolejnym tańcu z Igłą wyszłam się przewietrzyć. Gdyby nie to, że Justin był moim przyjacielem i liczył na mnie już dawno bym wróciła do domu. Postanowiłam się przejść. W ten sposób szybciej minie mi czas. Szłam jedną z alejek, gdy zobaczyłam białą suknię. Podeszłam bliżej. Co Sara tutaj robi i to nie sama.
- Upiłaś się? - fuknęła oburzona do kogoś kto stał przed nią. - Świetnie.
- O co ci chodzi? - usłyszałam damski głos. Kobieta do której należał musiała być nieźle wstawiona.
- O co mi chodzi? - powtórzyła. - Znasz wszystkie moje sekrety, a wiesz jaki masz długi język po alkoholu! - krzyknęła zdenerwowana. Robiło się coraz ciekawiej. Usiadłam na jednej z ławek i słuchałam dalej. Było ciemno, a dookoła nie paliła się żadna latarnia.
- Daj spokój.. Teraz i tak mi wszystko wyleciało z głowy. No może pamiętam to, że poszłaś do prasy z tą informacją o Julie i tym siatkarzu, ale nie jestem taka głupia, żeby jej o tym powiedzieć.. - westchnęła. Zamurowało mnie, ale zaraz potem fala gorąca rozeszła się po całym ciele. To ona poszła z tym do prasy? To ona zniszczyła mój związek ze Zbyszkiem? To ona była temu winna, nie on. Pozostawało tylko jedno pytanie.
- Skąd wiedziałaś? - zadałam już je na głos. Wstałam i wolnym krokiem podeszłam do nich. Jej pijana przyjaciółka zachłysnęła się powietrzem na mój widok. Mruknęła coś niezrozumiale i uciekła. Popatrzyłam Sarze prosto w oczy.  - Skąd wiedziałaś o mnie i Zbyszku? - powtórzyłam pytanie dobitniej.
- Słyszałam twoją rozmowę z Justinem na tarasie, gdy nocowaliśmy u ciebie w domu.. - powiedziała cicho.
- Mogłam się domyślić, że to ty.. - mruknęłam, kręcąc głową. - I co my teraz zrobimy..
- Chyba nie powiesz Justinowi. Jesteś jego przyjaciółką.. Nie zniszczysz mu najpiękniejszego dnia w życiu..
- Skąd wiesz co ja zrobię? - uśmiechnęłam się. - Od początku wiedziałam, że to będzie najgorszy dzień w jego życiu, ale masz rację.. Nie zniszczę mu tego dnia i mu nie powiem. - odparłam powoli. Na jej twarzy widać było rozluźnienie. Słodkie. Myślała, że jej daruję. - Ty to zrobisz. Powiesz mu dokładnie co zrobiłaś, gdzie, kiedy i dlaczego.
- A jeśli tego nie zrobię?
- Zrobisz bo wiem, że bardziej liczy się dla ciebie kariera, niż Justin.
- To się łączy. Dzięki niemu się wybiję i ostatnią rzeczą jaką mam zamiar zrobić to powiedzieć mu o tym. Jak myślisz komu uwierzy? Swojej świeżo poślubionej żonie, czy przyjaciółce, która próbowała go zniechęcić do ślubu?
- Skarbie zagrałaś w jednym filmie drugoplanową rolę. - zaczęłam, uśmiechając się. - Ja na swoim koncie mam kilkanaście filmów z najwyższej półki. Mam takie znajomości, że wystarczy jedno moje słowo, a pracę w Hollywood dostaniesz jedynie na zmywaku.
- Mam uwierzyć, że potem dasz mi spokój? Przyznam się, a ty mi darujesz?
- Pomyślmy.. Justin cię rzuci i znajdzie kobietę, która na niego zasługuję, a ja nie będę musiała oglądać twojej wytapetowanej twarzy.. Myślę, że to mi wystarczy.
Bez słowa ruszyła w kierunku wejścia, a ja usiadłam na ławce. Jaka ja byłam głupia. To nie Zbyszek się wygadał. To nie on był temu winien, a ja na niego nakrzyczałam i rzuciłam. Nasz związek rozpadł się przez moją głupotę. Nie przez niego, nie przez tą całą Paulę, tylko przeze mnie. Ukryłam twarz w dłoniach.
- Julka? - usłyszałam niski głos Bartmana. Popatrzyłam do góry i zobaczyłam zarys postaci, stojącej nade mną. Było ciemno, ale wiedziałam, że to on. 
- Co ty tutaj robisz? - spytałam cicho.
- Chciałem się przewietrzyć. W drzwiach minąłem się z jakąś pijaną kobietą, która mruczała coś w stylu Julka ją zabije.. Przestraszyłem się i przyszedłem tutaj.
- Myślałeś, że kogoś zabije?
- Wiesz z twoim temperamentem.. - wzruszył ramionami, siadając obok mnie. - Dlaczego tutaj siedzisz?
- Musimy porozmawiać. - wyrzuciłam z siebie. Wzięłam głęboki oddech i kontynuowałam. - Właśnie się dowiedziałam kto powiedział prasie o nas..
- I kto to był?
- Sara.. Słyszała moją rozmowę z Justinem, gdy nocowali u mnie. - odpowiedziałam tak, jakby to nie miało większego znaczenia. - Przepraszam. Przepraszam za to, że cię oskarżyłam, za to, że ci nie uwierzyłam, za to, że nazwałam cię żałosnym i.. - urwałam. Przypominanie mu o tym wszystkim nie było najlepszym pomysłem.
- Wybaczam.. - mruknął cicho. - Ale nie wiem czy możemy do siebie wrócić.. Nie mogę być z kobietą, która nie ma do mnie zaufania.. Poza tym jestem teraz z Paulą i..
- Rozumiem. - przerwałam mu szybko. - Nie oczekuję niczego.
- Idziemy? - wstał, a ja zrobiłam to samo. Oboje w milczeniu ruszyliśmy w stronę wejścia.
- Wiem, że spieprzyłam, ale.. Możemy zostać przynajmniej przyjaciółmi? - spytałam cicho, czekając na odpowiedź.
- Jasne.
Czego ja oczekiwałam? Wybaczenia? Po tym wszystkim? To przeze mnie się rozstaliśmy. To przeze mnie spędziliśmy tak długi czas osobno. To przeze mnie on wrócił do Pauli. To była moja wina. I choćbym nie wiem jak starała się przekonać samą siebie, że choć część tej winy należy do niego, jedynie bym się oszukiwała. Zwalanie winy na innych było dla mnie typowe. Ale czy nie lepiej  czuję się człowiek, który pociesza się, że to nie tylko jego wina? Że wina leży po obu stronach? W tym przypadku nie miałam złudzeń. Nie miałam prawa obwiniać Zbyszka. Nie dałam mu nawet dojść do słowa. Krzyczałam to co myślę. Jakie to typowe dla mnie. Żałowałam każdego słowa, które wtedy powiedziałam. Przypomniałam sobie z jakim wyrzutem nazwałam go żałosnym. Jak on musiał się wtedy poczuć? Wiedząc, że jest niewinny musiał słuchać tego wszystkiego. Czułam się okropnie. Dlaczego ja mu nie zaufałam? Teraz bawilibyśmy się razem na weselu Justina. Nie byłoby panny idealnej, a ja byłabym najszczęśliwszą osobą na świecie.
    W wejściu wpadliśmy na Justina. Widocznie powiedziała mu o wszystkim bo minę miał przepełnioną bólem.
- Wiesz już? - spytałam cicho. Nie odpowiedział tylko skinął głową. Przytuliłam go.
- Chcę jechać do domu. - mruknął w moje ramie. - Chcę być jak najdalej stąd i błagam oszczędź mi tego a nie mówiłam..
- Jadę z tobą. Przeproś ode mnie Iana, dobra? - zwróciłam się do Zbyszka.
- Nie ma sprawy.. - powiedział i wszedł do środka. Trzymając się za ręce ruszyliśmy w stronę samochodu.

________________________

Wyszło kto powiedział prasie o Julce i Zbyszku.. Zaskoczeni? :) Bardzo proszę o komentarze :) Następny już we wtorek :)

4 komentarze:

  1. z każdym rozdziałem zaskakujesz mnie coraz bardziej :)czekam na kolejne rozdziały mam nadzieję, że też takie ciekawe :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział ;p Ciekawe co jeszcze wymyślisz.. xD

    OdpowiedzUsuń
  3. no powiem Ci, że mnie zaskoczyłaś xd
    świetny rozdział ;p

    OdpowiedzUsuń
  4. boże jaka ta Sara jest pusta!....
    "zostać przynajmniej przyjaciółmi"?! no nie! jak mogła go o coś takiego zapytać?!
    rozdział jak zwykle wciągający :)

    Pani XxX

    OdpowiedzUsuń