czwartek, 29 sierpnia 2013

Rozdział XXVI - "Niełatwo jest udzielać mądrych rad, lecz jeszcze trudniej umieć ich słuchać i do nich się zastosować."

Resztę niedzieli spędziliśmy przy grillu. W poniedziałek siatkarze wyjechali do Spały. Ian dostał dwa tygodnie urlopu i postanowiliśmy spędzić go razem w Warszawie. Nadal zajmowałam się przygotowaniami do ślubu, ale już nie tak intensywnie. W wolnym czasie wychodziłam z Ianem na miasto. Prasa dowiedziała się już o naszym powrocie i nasze zdjęcia widniały na większości gazet. Pierwszy mecz Mistrzostw Europy miał się odbyć już za tydzień, więc ostatni wolny weekend siatkarze postanowili wykorzystać. W piątek wszyscy mieliśmy jechać do Zakopanego.
    W czwartek wieczorem kończąc pakowanie, usłyszałam dzwonek do drzwi. Gdy otworzyłam, zobaczyłam uśmiechniętego Justina.
- Cześć - przywitał się, przytulając mnie.
- Jedziesz z nami? - spytałam.
- Tak, zaszczycę was swoją obecnością.
- Ciesze się niezmiernie. - zaśmiałam się.
- Jesteś sama? - spytał, siadając na kanapie w salonie.
- Tak. Laura z Zosią poszły na zakupy, a tata z Ianem urządzili sobie męski wieczór. - odpowiedziałam, opadając obok niego.
- Więc to prawda? Jesteście razem? - uniósł brwi ze zdziwieniem. Nie odpowiedziałam tylko skinęłam głową. - Myślałem, że czujesz jeszcze coś do Zbyszka..
- To bez znaczenia. - mruknęłam. - On ma Paulę.
- I co?
- I to, że jest zajęty. Paula jest naprawdę świetną dziewczyną, pasują do siebie. Nie mogę być egoistką.
- A wtedy jak sprzątnęłaś rolę Ashley Greene sprzed nosa? Wtedy mogłaś być egoistką?
- To zupełnie co innego.
- Jej też musiało być przykro, gdy okazało się, że film zdobył Złotego Globa i kilka innych nagród.
- Słuchaj.. Gdyby Zbyszek coś do mnie czuł to nie wróciłby do Pauli.
- A co miał robić? Wyjechałaś, nikt nie wiedział, czy kiedykolwiek jeszcze wrócisz. Nie odbierałaś telefonów od niego. Miał żyć w celibacie, czekając na ciebie?
- Nieważne. Oni już planują wspólną przyszłość we Włoszech. Nie mam prawa im tego odbierać.
- Nie poznaje cię.. - pokręcił głową. - Chcesz się poddać? A co się stało z tą waleczną dziewczyną dla której wszystko było możliwe?
- Zmieniła się. - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem. - Powinieneś być ze mnie dumny. Nie myślę jedynie o sobie, troszczę się o szczęście innych, a ty masz mi to za złe?
- Troszczysz się o wszystkich tylko nie o siebie. Oboje dobrze wiemy, że z tobą byłby szczęśliwszy. Pasujecie do siebie idealnie.
- Jejku, daj mi już spokój. - westchnęłam. - Jestem z Ianem. Jest mi z nim dobrze i tak zostanie.
- Kochasz go? - spytał, unosząc brwi.
- Bardzo, bardzo, bardzo go lubię. - odpowiedziałam. - Miłość przyjdzie z czasem.. - wzruszyłam ramionami.
- Teraz wiem jak czułaś się mówiąc mi o Sarze, podczas gdy ja cie nie słuchałem. - pokręcił głową.
- Widziałaś się z nią jeszcze?
- Nie i nie zmieniaj tematu.
- Nie chcę o tym już rozmawiać. Ian jest świetnym facetem, kocha mnie i jest mi z nim dobrze. Nie mogę czekać, aż Bartman i panna idealna się rozstaną, bo skończy się na tym, że zostane starą panną. Chcesz się czegoś napić? - spytałam, wstając. W tym samym momencie do salonu wszedł Ian z moim ojcem, trzymając butelki z piwem w ręcę. Gdy mnie zobaczył podszedł chwiejnym krokiem i przytulił mnie mocno.
- Julie przepraszam, że się upiłem. Nawet nie wiem kiedy to się stało. - mruknął w moje włosy. Odsunęłam go od siebie, bo odór alkoholu był nie do zniesienia.
- Nie przejmuj się Ian, ja jej to wszystko wytłumaczę. - powiedział tata i odsunął go. - Córeczko.. - czknął. - To nie jest jego wina - czknął - Po prostu wyszliśmy na drinka i tak jakoś wyszło - czknął.
- Wybaczam, ale teraz idziemy się wykąpać. - wzięłam Iana za rękę i pociągnęłam w stronę wyjścia.
- Kochanie. - szepnął, stając. - Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł mówić o takich rzeczach przy twoim ojcu. Wydaje mi się, że mnie polubił.
- Ty idziesz się kąpać. Sam. - zaśmiałam się. - Justin zaprowadź tatę do pokoju.
- Sądzę, że mogę się utopić jeśli będę samotnie się kąpał. Dla bezpieczeństwa powinnaś iść ze mną. - popatrzył na mnie maślanymi oczami.
- Nie kąpię się z pijanym facetami. Śmierdzisz strasznie. Uciekaj do łazienki. - powiedziałam, gdy byliśmy już w pokoju. Westchnął i ruszył we wskazanym kierunku. 

 Oczami Zbyszka..

     Tydzień w Spale ciągnął mi się strasznie. Treningi wydawały się być dwa razy dłuższe i bardziej męczące. Gdy wracałem do pokoju musiałem patrzeć na okładki gazet, które wszyscy gromadzili bo była na nich Julka z Ianem. Miałem już dość czytania nagłówków typu "Julie i Ian znów razem", czy " Prawdziwa miłość zwyciężyła". Utwierdziłem się jedynie w przekonaniu, że Julka o mnie zapomniała.
    W czwartek wieczorem zacząłem się powoli pakować, żeby mieć mniej pracy jutro. Gdy kończyłem do pokoju bez pukania wszedł Igła.
- Nie ma Kubiaka? - spytał, rozglądając się.
- Nie. Rozmawia z Moniką na zewnątrz. - odpowiedziałem. Krzysiek usiadł na moim łóżku i patrzył na mnie.
- Cieszysz się, że jutro już zobaczysz Julkę?
- Chyba jak każdy. Nie powiesz mi, że ty się nie cieszysz..
- Ale ja nie jestem w niej zakochany.. - odparł, obserwując moją reakcję. Popatrzyłem na niego.
- Słucham?
- Zbysiu, nie udawaj. - zaśmiał się. - Obaj dobrze wiemy, że coś do niej czujesz. Pytanie tylko dlaczego nic z tym nie robisz..
- Nie wiem o czym mówisz. - pokręciłem głową. Nie odpowiedział tylko patrzył na mnie z uniesionymi brwiami. Westchnąłem i opowiedziałem mu całą historię.
- Nie rozumiem tylko jednego.. Przeprosiła cię, więc dlaczego nie jesteście razem?
- Jak mogę być z kobietą, która nie ma do mnie zaufania? Pozatym wtedy bylem już z Paulą. A ona widocznie nie czuje do mnie już nic, skoro jest z Ianem.
- No tak.. Miała żyć w celibacie, patrząc na twój szczęśliwy związek z Paulą i słuchając o waszych planach na przyszłość we Włoszech. - pokręcił głową, patrząc na mnie jak na idiotę.
- To nie są nasze plany, a raczej plany Pauli. Nie zdecydowałem się ostatecznie. - mruknąłem.
- Dlaczego mam wrażenie, że to nie wszystko? Jest jeszcze jakiś powód dla którego nie chcesz z nią być?
- To nie o to chodzi, że nie chce. - zaprzeczyłem stanowczo. - Po prostu.. To trochę przytłaczające.. To całe zamieszanie wokół niej. Pamiętasz co było pod szpitalem? Dziennikarze przebierali się, żeby wejść do środka. Nie może wyjść na imprezę bez zdjęć w gazecie następnego dnia..
- Zrobisz co będziesz chciał. - powiedział, wstając. - Ale zastanów się, czy zaakceptowanie tego zamieszania jest tak wielkim poświęceniem, jeśli dzięki temu będziesz z taką dziewczyną jak Julka. - dodał i otworzył drzwi, w których minął się z Miśkiem.
- Co masz taką minę? - spytał, marszcząc brwi.
- Igła mnie irytuje. - mruknąłem, biorąc spodnie od piżamy. - Idę się kąpać.
- Nie wiesz kto jedzie jutro do tego Zakopanego? - krzyknął, gdy zamknąłem drzwi od łazienki.
- Oprócz nas to Igła z Iwoną, Pit z Olą i Winiar z Dagą. - odpowiedziałem i zamknąłem się w prysznicu.


Po porannym treningu wszyscy zapakowaliśmy się do samochodów i ruszyliśmy w drogę do Warszawy. Wzięliśmy dziewczyny spod jednej z warszawskich restauracji i już w komplecie podjechaliśmy pod dom Julki. Drzwi otworzył nam uśmiechnięty Justin.
- No cześć. - przywitał się, wpuszczając nas do środka. - Musimy trochę poczekać, bo Julka od godziny siedzi w łazience z Wiktorią.
- Jak ona się czuję? - spytał Kubiak.
- Operacja się udała i czuję się już znacznie lepiej. Dzisiaj idzie na swoją pierwszą randkę i Julka pomaga jej się przygotować. Cały ranek spędziły szukając odpowiedniej kreacji, a teraz siedzą przed lustrem.. - wywrócił oczami.
-  A Ian gdzie? - spytał Pit.
- W salonie z ojcem Wiktorii. Tylko nie krzyczcie bo go głowa boli. Wczoraj z panem Walkiewiczem, urządzili sobie męski wieczór i wrócili w takim stanie, że lepiej nie mówić. - wyjaśnił, wchodząc do salonu. Justin przedstawił nas mężczyźnie, który siedział na kanapie, obok Iana.
- Nadal mam wątpliwości, czy puszczać ją, czy nie.. - mruknął, a ja domyśliłem się, że chodzi o randkę jego córki.
- Ona ma już 16 lat. - przypomniał mu Ian.
- Co nie zmienia faktu, że jest jeszcze dzieckiem. Dopiero co wyzdrowiała..
- Czyżbym znów to słyszała? - do salonu wparowała Julka. - Powtarzam panu, że idzie na randkę, nie na wojnę. - wywróciła oczami. - A jeśli o to chodzi.. - powiedziała podekscytowana, patrząc w stronę wejścia. Po chwili stanęła w nim niska brunetka, ubrana w niebieską sukienkę.
- Córeczko wyglądasz ślicznie, ale czy ta sukienka nie jest za krótka? - spytał. Popatrzyłem na Julkę, która miała taką minę jakby właśnie dowiedziała się, że Gwiazdka jest w lipcu.
- No tak, zawsze mogłyśmy zahaczyć o jakiś klasztor i załatwić sutanne. - odpowiedziała, gdy wyszła z lekkiego szoku. - Wyglądasz prześlicznie, teraz tylko baw się dobrze.
- Ale nie, aż za dobrze. - przerwał. - I do 20.
- Do 20? - spytały obie, oburzone.
- Do 21 i ani minuty dłużej, bo wrócę do pierwszej godziny. - odpowiedział stanowczo. Skrzywiły się, ale dały za wygraną. Usłyszeliśmy pukanie do drzwi i wszyscy ruszyliśmy w tamtym kierunku.
- Gdzie? - popatrzyła na nas. - Speszy się chłopak. Wiktoria idzie otworzyć, a my tu czekamy. - powiedziała, zatrzymując się w przejściu. Po chwili usłyszeliśmy Wiktorię, która krzyczała, że wychodzi.
- Pierwsza randka, może pierwszy pocałunek.. - westchnęła rozmarzona.
- Jaki pocałunek? - spytał tata Wiktorii. - Ona ma dopiero 16 lat! Rozmyśliłem się..
- Powiedziałam pocałunek? Chodziło mi o podarunek! - zreflektowała się szybko. - Pewnie dostała od niego kwiaty. - dodała, wychodząc na korytarz. - Tak, dostała. Są tutaj. - wskazała na komodę, na której leżał bukiet.
- Wracam do siebie. - mruknął, kręcąc głową.
- Tylko niech mi pan obieca, że po dotarciu do domu nie siądzie pan w oknie i nie będzie pan na nią czekał.
- Obiecuję. - machnął ręką i wyszedł.
- Tak w ogóle to cześć. - zwróciła się do nas. - Przepraszam, że musieliście na mnie czekać. Przebiorę się i zaraz wracam. - powiedziała i ruszyła biegiem w stronę wyjścia. Przystanęła przy drzwiach i złapała się za klamkę, lekko uginając.
- Wszystko w porządku? - spytało kilka osób jednocześnie. Julka wzięła głęboki oddech i odwróciła się do nas przodem.
- To tylko kolka. - odpowiedziała i już wolniej ruszyła po schodach do swojego pokoju.

___________________________

Ponad 10 tyś. wyświetleń! :) :) Dziękuję :) Bardzo proszę o komentarze :)

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Rozdział XXV - "Miłość to dwie dusze w jed­nym ciele, przy­jaźń - to jed­na dusza w dwóch ciałach"

Wszyscy czekaliśmy na szpitalnym korytarzu. Odkąd przywieźli tu Julkę, nikt jeszcze nie wyszedł z sali. Nie mogłem usiedzieć na miejscu, więc chodziłem w tą i s powrotem. Dlaczego to trwa tak długo? Po jakichś 30 minutach wyszedł lekarz i westchnął. Podbiegliśmy do niego szybko.
- Co z nią? - spytał Igła.
- Omdlenie spowodowane było prawdopodobnie osłabieniem organizmu. Pacjentka jest przytomna i wszystko wydaje się być w porządku. Zostanie do jutra w szpitalu, a potem musi po prostu odpocząć.
- To dlaczego to tak długo trwało? - zmarszczyła brwi Laura.
- Najwięcej czasu zajęło mi przekonywanie jej, żeby nie wypisywała się na własne żądanie. W końcu zgodziła się zostać. - pokręcił głową, uśmiechając się. No tak, cała Julka.
- Możemy do niej wejść? - spytałem.
- Proszę. - wskazał na drzwi i się oddalił.
Gdy wszedłem zobaczyłem ją siedzącą "po turecku" na jednym z łóżek. Od razu było widać, że jest zdenerwowana. 
- Nie chcą mnie wypuścić! - powiedziała oburzona.
- I dobrze. Muszą zrobić ci wszystkie badania. - odparł jej tata.
- Ale mi nic nie jest!
- Ludzie, którzy są zdrowi nie mdleją. - widocznie nie znalazła odpowiedzi, bo jedynie się skrzywiła.
- Lekarz powiedział, że to prawdopodobnie przez osłabienie organizmu i musisz odpocząć. - wtrąciła cicho Laura.
- Mogę odpoczywać w domu..
- Już to widzę. - pokręciła głową. - To tylko jedna noc. Zobaczysz, że nie będzie tak źle..
- Wiem jak jest w szpitalu. Spędziłam tu trochę czasu.. - mruknęła cicho i wbiła wzrok w okno. Jej tata poruszył się nieznacznie. Dopiero teraz uświadomiłem sobie to, dlaczego Julka tak bardzo nie chce tu zostać. Ze szpitalem miała jedynie negatywne wspomnienia, które przypominały jej o tym, że nie może grać w siatkówkę. - Nie musicie tutaj ze mną siedzieć. Im szybciej pójdę spać tym szybciej się obudzę i stąd wyjdę.
- Może chcesz żebyśmy ci coś jeszcze przywieźli? - spytała Iwona, kładąc na małej szafce kosmetyczkę, którą Laura spakowała w pośpiechu.
- Nie, dam sobie rade. - odpowiedziała cicho.
- No to się zbieramy.. - westchnął jej tata, podchodząc i całując ją w czoło.
Pożegnaliśmy się i wyszliśmy z sali, zostawiając ją samą. Nie dawało mi to spokoju. Nie chciałem odchodzić i zostawiać jej z tym wszystkim samej. Przed wejściem zgromadziła się duża grupa fotoreporterów, którzy próbowali wejść do środka, omijając ochronę. Po zobaczeniu nas podbiegli i zaczęli pytać o stan Julki. Gdy byliśmy już na parkingu wpadłem na pewien pomysł.
- Wiecie co.. Skoro i tak po imprezie to ja skoczę do rodziców. - powiedziałem, stając. - Wrócę za jakąś godzinę, dwie. Przekażecie Pauli. - poprosiłem. Całe szczęście, że została w domu z Zosią.
- Nie ma sprawy. - odpowiedział Igła, uśmiechając się dziwnie. - Mamy cię podwieźć?
- Nie, nie trzeba. Zamówię taksówkę. - odparłem i ruszyłem w stronę postoju czekając, aż odjadą. Gdy zniknęli za zakrętem wróciłem do szpitala i po cichu wszedłem do sali. Leżała i wpatrywała się w okno.Gdy usłyszała zamykające się drzwi gwałtownie odwróciła głowę w moim kierunku.
- Wysłali cię, żebyś sprawdził czy nie uciekłam? - spytała unosząc brwi. - Nie martw się. Nie mam zamiaru się stąd ruszać.
- Właściwie to oni nie wiedzą, że tu jestem. Po raz kolejny myślą, że jesteś moimi rodzicami.
- Dlaczego wróciłeś?
- Pomyślałem, że dzięki temu nie będziesz patrzeć w sufit i wspominać ostatniego pobytu tutaj. - wzruszyłem ramionami, siadając na krześle obok jej łóżka.
- Nie szkoda ci sobotniego wieczoru?
- Biorąc pod uwagę to jakiego nam stracha napędziłaś myślę, że ostatnią rzeczą na którą wszyscy mają teraz ochotę jest impreza. - odparłem, a ona jedynie westchnęła.
- Nic mi nie jest. - mruknęła. - Ale dziękuję, że wróciłeś. Odkąd wszedłeś nie pomyślałam o wcześniejszym pobycie, ani razu. - uśmiechnęła się lekko.
- No widzisz.. Teraz musisz mi o czymś opowiedzieć, żeby o tym nie myśleć.
- Co mam ci opowiedzieć?
- No nie wiem.. Może jak wyobrażasz sobie ślub twojego taty i Laury?
- Naprawdę chcesz tego słuchać?
- Jeśli ci to pomoże, to mogę się poświęcić.. - uśmiechnąłem się zachęcająco. Zawahała się przez chwilę, ale zaczęła mówić.
- Myślałam o tym, żeby całą uroczystość zrobić na tarasie.. - zaczęła, a w jej oczach pojawiły się iskierki. Tak bardzo mi ich brakowało. Kompletnie się wyłączyłem. Patrzyłem na nią, na jej wielkie brązowe oczy, uśmiech i marszczące się co jakiś czas brwi, kiedy nie mogła się zdecydować nad kolorem kwiatów. Może powinienem słuchać serca, a nie rozumu? Nie mogłem się oszukiwać. Tym bardziej nie zasługiwała na to Paula. Myślałem, że to co do niej czuję wystarczy na zbudowanie normalnego związku, ale teraz uświadomiłem sobie, że to nic w porównaniu do tego, co czuję do Julki. - Prawda? - usłyszałem jej pytanie, które wyrwało mnie z zamyślenia.
- Słucham? - spytałem automatycznie.
- Nieważne. - zaśmiała się lekko. - To teraz zamieńmy się rolami. Ty mi coś opowiedz, a ja będę udawała, że słucham.
- To nie tak.. - zacząłem się usprawiedliwiać.
- Wybaczam.. Samej nie chciało mi się tego słuchać. Opowiedz mi o waszych treningach.
- Naprawdę chcesz tego słuchać?
- Nie, ale chce zasnąć, a to mi pomoże. - odpowiedziała, a ja się zaśmiałem.
- Trenujemy dwa razy dziennie.. - zacząłem, a ona zamknęła oczy. Minęło kilka minut, a ona już spała. Przykryłem ją kocem i patrzyłem jak śpi. Nie mogłem się zmusić, żeby wyjść. Pierwszy raz od tak dawna byłem z nią sam na sam. Mogłem patrzeć na nią do woli i wiedziałem, że nie dam rady tego przerwać. Napisałem Pauli smsa, że zostaje u rodziców na noc i oparłem się wygodnie na łokciach.


Oczami Julki..

Obudziłam się i przetarłam oczy. Jednak mi się to nie śniło i naprawdę leże w szpitalu. Podparłam się na łokciach i zobaczyłam śpiącego Zbyszka z głową na moim łóżku. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Nie chciałam go budzić, więc opadłam ponownie na poduszkę i patrzyłam jak słodko wygląda, gdy śpi. Nie trwało to długo bo już po kilkunastu minutach się obudził. Wstał rozciągając się, a gdy w końcu spojrzał na mnie podskoczył przestraszony.
- Długo tak na mnie patrzysz? - spytał, stojąc nade mną.
- Nie chciałam cię budzić. - uśmiechnęłam się. - Nie musiałeś ze mną zostawać. Poinformowałeś o tym resztę?
- Napisałem wczoraj Pauli, że zostaje na noc u rodziców. - odpowiedział, opadając ponownie na krzesło. Usiadłam prosto i popatrzyłam na zegarek. Była dopiero 7.
- Jak myślisz o której przyjadą?
- Na pewno nie wcześniej, niż za jakieś 2 godziny.. - wzruszył ramionami. Zaraz potem do sali weszła pielęgniarka z wózkiem na którym znajdowało sie śniadanie.
- Dzień dobry.. - przywitała się. - Kanapki z szynką, czy dżemem?
- Nie, ja dziękuję. Nie jestem głodna. - odpowiedziałam, a Bartman popatrzył na mnie zaskoczony, za co dostał ode mnie kuksańca łokciem.
- Niech pani zostawi dwie z dżemem. - powiedział.
- Kakao, czy herbata?
- Kakao. - odparłam.
- Wiem, że to nie odpowiednie, ale moja córka jest pani fanką. Mogłabym dostać autograf? - spytała nieśmiało.
- Nie ma problemu. - uśmiechnęłam się, podpisując się na podanej przez nią kartce. Gdy wyszła wzięłam kubek i upiłam łyk gorącej substancji.
- Wcinaj. - podstawił mi talerz z kanapkami, a ja się mimowolnie odsunęłam.
- Nie jestem głodna. Możesz je zjeść. - odpowiedziałam.
- One są dla ciebie. Musisz coś zjeść. - nie dawał za wygraną. - Przynajmniej jedną.
- Zjem jeśli ty weźmiesz drugą. - uniosłam brwi. Westchnął i wziął jedną do ręki. Oboje w milczeniu i z grymasem na twarzy jedliśmy swoje kanapki. - Chcesz? - wyciągnęłam w jego kierunku kubek, a on wziął i wypił wszystko. Pokręciłam jedynie głową, śmiejąc się. Do sali wszedł lekarz, który zajmował się mną wczoraj.
- Dzień dobry. - przywitał się z uśmiechem. - Widzę, że jest pani w lepszym humorze, niż wczoraj.
- Będę w jeszcze lepszym, gdy stąd wyjdę.
- Już niedługo. Zrobimy pani jeszcze badania i będzie pani mogła wrócić do domu.
- Możemy je zrobić teraz? Chce mieć to już za sobą.
- Oczywiście. Proszę ze mną. - wskazał na drzwi, a ja wygramoliłam się szybko z łóżka.
- Poczekam tutaj. - usłyszałam za sobą głos Zbyszka.
- Ok. - rzuciłam przez ramię i wyszłam z sali.


Gdy wróciłam przy moim pustym łóżku oprócz Bartmana siedział mój tata, Justin i Igła. Poczekali cierpliwie, aż się ogarnę i razem wróciliśmy do domu.
- Chcesz się położyć? - spytał tata, gdy wysiadłam z auta.
- Mam dość leżenia.
- Pamiętaj co mówił lekarz. Musisz zwolnić.
- Pamiętam. - odparłam, tracąc powoli cierpliwość. Weszliśmy do salonu, w którym reszta czekała na nas z obiadem. Po pytaniach o to jak się czuję, czy wszystko w porządku i czy chce odpocząć, w końcu udało mi się zabrać za jedzenie.
- Może masz ochotę na herbatę? - spytała Paula, widząc jak nalewam sobie soku.
- Pokrójcie za mnie jeszcze schabowego, żebym nie zmęczyła się używając sztućców. - wycedziłam przez zaciśnięte zęby i wstałam.
- Gdzie idziesz? - spytał Justin z pełną buzią ziemniaków.
- Straciłam ochotę na jedzenie. - odpowiedziałam, wychodząc z salonu. Wyszłam przed dom i usiadłam na schodach. Ukryłam twarz w dłoniach, zastanawiając się czy nie przegięłam z reakcją. Przecież chcieli dobrze. To nie ich wina, że nie lubię, gdy traktuje się mnie w taki sposób. Chciałam wrócić, ale co miałabym powiedzieć? Przepraszam, że zachowałam się jak idiotka? Trudno. Musiałam ponieść konsekwencję. Wstałam i weszłam ponownie do salonu, w którym panowałam grobowa cisza. - Przepraszam. - mruknęłam i wpakowałam do ust resztę jedzenie. Nikt już nic więcej przy stole nie powiedział.  Po obiedzie wszyscy się rozeszli. Musiałam ochłonąć po tej całej sytuacji, więc poszłam do siebie i weszłam do wanny. Tego właśnie potrzebowałam. Włożyłam słuchawki do uszów i skupiłam się na słowach moich ulubionych piosenek.


Ubrana i już z lepszym humorem wyszłam na taras. Sam i Hania pojechali do niej do Wrocławia, a Justin godzinę temu miał samolot. Pozostali widocznie bali się do mnie odezwać bo, gdy mnie zobaczyli odruchowo umilkli.
- Bez obaw.. Nie będę krzyczeć. - uniosłam ręce do góry, a oni wrócili do rozmowy. Usiadłam obok Iwony.
- Zibi powiesz nam w końcu z którym klubem podpisałeś kontrakt? - spytał Igła.
- Nie powiedziałeś im? - zdziwiła się Paula, zerkając na Zbyszka. - Przeprowadzamy się do Włoch! - pisnęła z radością, a ja zakrztusiłam się sokiem. Wszyscy popatrzyli na mnie przerażeni.
- Nic mi nie jest. - wydusiłam z siebie. - Włochy to piękny kraj.
- Prawda? Mamy zamieszkać w Maceracie, a z tego co widziałam na zdjęciach..
- Julie. - przerwał jej głos Iana. Wszedł na taras i pierwsze co zrobił to podbiegł do mnie. - Nic ci nie jest? Wczoraj dzwonił do mnie Justin i mówił, że jesteś w szpitalu! - wyrzucił z siebie, zdenerwowany.
- Nic mi nie jest.. To było zwykłe omdlenie. - uspokoiłam go szybko.
- Możemy porozmawiać? - spytał.
- Zdecydowanie. - odparłam i pociągnęłam go za rękę w kierunku drzwi. Ostatnim miejscem w jakim chciałam teraz być to taras, gdzie Paula opowiadała o  wspólnej przyszłości ze Zbyszkiem.
    Weszliśmy do mojego pokoju i usiedliśmy na łóżku. Popatrzyłam na niego wyczekująco, ale on cały czas milczał, próbując zebrać się na odwagę.
- O czym chciałeś ze mną porozmawiać?
- Muszę ci o czymś powiedzieć.. - mruknął cicho. - Po weselu Michała, gdy wróciliśmy do domu to my.. całowaliśmy się. Wiem, że możesz nie pamiętać..
- Pamiętam. - odparłam. - Myślałam, że to ty nie pamiętasz..
- Dobra, czyli tą sprawę mamy załatwioną. - wziął głęboki oddech. - Słuchaj.. Wiesz dobrze, że jesteś dla mnie ważna. Gdy dowiedziałem się, że jest z tobą coś nie tak i trafiłaś do szpitala przeraziłem się tak jak jeszcze nigdy dotąd. - urwał na chwilę, po czym popatrzył mi prosto w oczy. - I właśnie wtedy zdałem sobie sprawę, że jestem w tobie zakochany.
- Chcesz ze mną być? - spytałam, gdy wyszłam z lekkiego szoku. Nigdy nie zastanawiałam się nad tym jakby to było być z nim naprawdę. Do tej pory uważałam go jedynie za przyjaciela. Ale czy nie wyobrażałam sobie go jako mojego chłopaka? Lubiłam go i to bardzo, miał poczucie humoru, był sympatyczny, sarkastyczny, a na dodatek przystojny. Poza tym w przyszłości Bartmana nie było dla mnie miejsca.
- Chcę. - odpowiedział. Uśmiechnęłam się lekko i musnęłam jego usta. Po chwili złączyliśmy się w  pocałunku.
- Gotowy powiedzieć o tym światu? - wyszczerzyłam się. Skinął jedynie głową z wielkim uśmiechem na twarzy i wstał. Trzymając się za ręce wyszliśmy na taras. Wszyscy siedzieli w tych samych miejscach, a gdy nas zobaczyli, ich spojrzenia od razu powędrowały na nasze splecione dłonie.
- Jesteśmy razem. - oznajmiłam z nieśmiałym uśmiechem.

_____________________________

Pytaliście czym Was jeszcze zaskoczę? haha :) Bardzo proszę o komentarze :)





niedziela, 25 sierpnia 2013

Rozdział XXIV - "Jest jed­no uczu­cie, które­go nie pot­ra­fimy udawać. Zazdrość. "

Obudziły mnie promienie porannego słońca. Otworzyłam oczy i od razu zrobiłam minę jak po zderzeniu ze szklaną szybą. Mądra ja, nie zasłoniłam okien. Z wielkim grymasem na twarzy spojrzałam na zegarek. Była 9, więc miałam jeszcze trochę czasu. Przekręciłam się na drugi bok i próbowałam choć na chwilę zasnąć. Moje starania poszły na marne i po 10 minutach weszłam do łazienki. Po godzinnym bieganiu, wzięłam szybki prysznic i stanęłam przed szafą. Miałam problem z ubraniem się w zwykły dzień, a co dopiero do telewizji. W końcu się zdecydowałam i po zrobieniu makijażu wyszłam do kuchni.  Przy stole siedziała jedynie Zosia i jadła płatki z mlekiem. Zjadłyśmy razem śniadanie i już godzinę później byłam pod studiem.  Pierwszy raz chyba  stresowałam się przed wywiadem. Może to dlatego, że niewiele ich udzielałam w Polsce? Chciałabym, żeby widzowie odebrali mnie taką jaka jestem, a to nieraz bywa naprawdę ciężkie. Tym bardziej, że nie wiedziałam czego mogę się spodziewać po Kubie. Gdy tylko weszłam od razu zaprowadzono mnie do mojej garderoby, w której zajęli się mną fryzjerzy i makijażystki.
- Cześć. - usłyszałam za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam Wojewódzkiego. - Kuba, miło mi cię poznać. - wyciągnął rękę w moim kierunku.
- Julka.
- Jesteś pierwsza, więc zapraszam cię od razu ze sobą. Przed nagraniem chciałem zapytać, czy jest coś o co mam nie pytać?
- Nie.. - pokręciłam głową. - Raczej nie ma takiego tematu o którym nie chciałabym mówić..
- No to się ciesze. Po zapowiedzi wyjdziesz tym korytarzem, ok?
- Nie ma sprawy. - przytaknęłam, patrząc jak odchodzi. Czekałam, aż mnie zapowie, nerwowo podrygując nogą. Po chwili usłyszałam brawa, a następnie jego głos.
- Każdy prowadzący tego typu show, chce gościć u siebie gwiazdy z najwyższej światowej półki. I właśnie takie osoby będą dzisiaj siedzieć na tej kanapie. Pierwszej nie muszę przedstawiać. Każdy, powtarzam każdy kto ma telewizor lub radio choć raz o niej słyszał. Jako jednej z niewielu polskich gwiazd udało się osiągnąć sukces również zagranicą. Piosenkarka, aktorka i modelka, a o kim mowa? Zobaczcie sami.. - widocznie puścił mój teledysk, bo usłyszałam swój głos. - Panie i panowie Julka Walkiewicz! - krzyknął, a publiczność zaczęła głośno klaskać. Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam długim korytarzem...


- Cieszę się, że mogłem cię poznać. - powiedział Wojtek, gdy szliśmy parkingiem w kierunku naszych samochodów. - Może kiedyś skoczymy na drinka?
- Randka?
- Skoro proponujesz.. - wzruszył ramionami, uśmiechając się nieśmiało.
- Nie umawiam się z każdym kto poprosi..
- To dobrze o tobie świadczy.
- Wiem. Miło było cię poznać. - odwróciłam się i ruszyłam w stronę samochodu.
- To o której mam po ciebie przyjechać?  - krzyknął. Uśmiechnęłam się pod nosem i zatrzymałam się.
- Jak już wspomniałam nie umawiam się z każdym kto poprosi, nawet jeśli tą osobą jest bramkarz Arsenalu. Jeżeli ci zależy to się trochę postaraj. - uśmiechnęłam się lekko i wsiadłam do auta, czując na sobie jego odprowadzające spojrzenie.

Czas do piątku minął mi szybko. Większość czasu poświęcałam przygotowywaniu wesela. Suknia ślubna, zespół, menu i cała reszta. Dostałam od nich wolną rękę jeśli chodzi o przyjęcie, dlatego byłam w siódmym niebie. Wieczorami chodziłam z Hanią i Samem do klubów, gdzie bawiliśmy się do późnych godzin. Wojtek się nie poddał i codziennie dostawałam od niego tuzin róż, każdego dnia inny kolor. To było nawet urocze. W piątek wstałam na kacu. Ból po prostu rozsadzał mi czaszkę, ale z wielkim wysiłkiem podniosłam się z łóżka. Nie miałam siły biegać, więc od razu weszłam pod prysznic. Ubrałam się i zeszłam na śniadanie. Wszyscy siedzieli przy stole i zawzięcie o czymś dyskutowali. Sam i Hania siedzieli koło siebie. Może mi się tylko wydawało, ale naprawdę się polubili. Z tego co wiem każdą noc spędzali w swoich pokojach, więc nie miałam się czym przejmować. Może jakoś na niego wpłynie?

     Po śniadaniu pojechałam z dziewczynami do salonu sukien ślubnych, ale żadna suknia nie spodobała się Laurze. Miałam jedynie nadzieję, że z zakupem garnituru dla taty pójdzie mi szybciej. Obiad zjadłyśmy na  mieście, biorąc na wynos dla Sama. Gdy wróciłyśmy wszyscy zalegli na leżakach przy basenie, a ja wspięłam się po drabinie na dach montując lampki. Chwilę później na tarasie pojawili się siatkarze w towarzystwie swoich partnerek.
- Co ty tam robisz? - krzyknął Igła, patrząc na mnie.
- Robię próbę oświetlenia. - powiedziałam, mocując się z przewodem. - Dobra.. Sam, możesz włączyć do gniazdka? - poprosiłam, patrząc jak wstaje. - Ładnie? - spytałam, bo sama nie widziałam efektu końcowego.
- Perfekcyjnie. - odpowiedziała mi Laura. Zeszłam z drabiny i przywitałam się ze wszystkimi. - Chodźcie pokaże wam pokoje. - powiedziałam i nie czekając na odpowiedź weszłam do domu.
    Wieczorem Iwona zaproponowała wypad do kina. Po przeanalizowaniu wszystkiego doszłam do wniosku, że będę jedyną samotną i po mimo nalegań, zostałam w domu. Tutaj przynajmniej nie czułam się jak piąte koło u wozu. Laura z Zosią i tatą poszli do znajomych, więc miałam cały dom dla siebie. Siedziałam na kanapie z pilotem w ręce i skakałam po kanałach. Nie tak wymarzyłam sobie piątkowy wieczór.  Miałam dwa wyjścia, albo zapuścić tu korzenie z pizzą i piwem.. Nie, zdecydowanie miałam jedno wyjście. Wybrałam numer do Wojtka i przyłożyłam telefon do ucha. Niech się dzieje co chce.
- Słucham. - usłyszałam.
- Cześć z tej strony Julka.. Tak się zastanawiałam jakie masz plany na dzisiejszy wieczór..
- Dzwonisz do mnie w piątek wieczorem. Nie boisz się, że Ci odmówię i powiem, że mam już coś zaplanowane?
- Nie bo wiem, że czekałeś na mój telefon. - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się sama do siebie.
- Skąd taka pewność?
- Kobieca intuicja.
- O której mam być?
- Daj mi godzinkę.

Usłyszałam dzwonek do drzwi. Wzięłam głęboki oddech i jak gdyby nigdy nic otworzyłam drzwi. Stał na progu ubrany w czarne spodnie i biały podkoszulek, na który zarzucił czarną marynarkę. W ręku trzymał kolejny bukiet herbacianych róż. 
- Następnym razem zamiast kwiatów możesz mi kupić wazon, bo mi się powoli kończą. - zaśmiałam się i wpuściłam go do środka. - Cześć.
- Cześć. - odparł z uśmiechem, mierząc mnie wzrokiem. - Całkiem, całkiem..
- Przynajmniej jedno z nas musi ładnie wyglądać.. - wzruszyłam ramionami, a on się zaśmiał. - Wstawię kwiaty i możemy wychodzić. Rozgość się, a ja zaraz wracam. - rzuciłam przez ramię i weszłam do kuchni. Zostawiłam bukiet w ostatnim wolnym wazonie i wróciłam do Wojtka. - Gdzie mnie zabierasz? - spytałam, gdy otworzył mi drzwi. Miałam nadzieję, że pojedziemy coś zjeść bo umierałam z głodu.
- Niespodzianka. - powiedział tajemniczo i odpalił samochód. W milczeniu jechaliśmy oświetlonymi,  warszawskimi ulicami. Podobała mi się ta cisza. Było w niej coś tak fajnego, że w ogóle mnie nie krępowała. W pewnym momencie samochód się zatrzymał. Nie wiedziałam gdzie jesteśmy, a co gorsze nie widziałam w pobliżu żadnej restauracji. W sumie nie widziałam praktycznie nic.
- Gdzie jesteśmy? - spytałam, gdy otworzył mi drzwi i wysiadłam.
- Pomyślałem, że zrobimy sobie piknik na plaży.. - uśmiechnął się zawadiacko i otworzył bagażnik z którego wyjął wiklinowy koszyk.
- Wszystko fajnie tylko jak znajdziemy plażę w Warszawie? - uniosłam brwi.
- Chodź. - złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę krzaków.
- Nie jesteś seryjnym mordercą, nie? - spytałam lekko się śmiejąc, gdy szliśmy w ciemnościach.
- Jestem i planuję cię zabić tym koszykiem.
- Dobrze wiedzieć.
Doszliśmy w końcu na miejsce, bo pod stopami poczułam piach. Zdjęłam szpilki i na boso szłam dalej. Wojtek rozłożył koc i zapalił lampę naftową.
- Widzę, że wszystko przygotowałeś.. - uśmiechnęłam się, siadając na kocu.
- Miałem dużo czasu...

Oczami Zbyszka..

- Wiecie co.. Trochę głupio mi, że zostawiliśmy Julkę samą.. - mruknęła Iwona, gdy czekaliśmy przed wejściem do sali. - W końcu ona nas tu zaprosiła.
- Przecież nie chciała iść. - zauważył Sam.
- Bo nie chciała czuć się jak piąte koło u wozu.
- Chcecie wrócić? - spytał, nie dowierzając. Nikt nic nie powiedział, ale każdy wiedział, że wszyscy są za. Westchnął i ruszył pierwszy do wyjścia. Po drodze kupiliśmy kilka pudełek pizzy i wypożyczyliśmy jakiś dramat na DVD. Wróciliśmy do domu, ale nie zastaliśmy w nim nikogo.
- Gdzie ona jest? - spytał Igła, gdy po sprawdzeniu całego domu znaleźliśmy się wszyscy ponownie w salonie.
- Czekajcie, zadzwonię do niej. - Hania wyjęła telefon z torebki i przyłożyła do ucha. - No cześć, gdzie jesteś? - spytała, po czym zrobiła oczy wielkości monet pięciozłotowych. - Dobra to nie przeszkadzam. - zaśmiała się i rozłączyła.
- I gdzie jest?
- Nasza kochana, samotna Julka bawi się właśnie z Wojtkiem Szczęsnym.. - powiedziała, śmiejąc się.
- Zrezygnowaliśmy dla niej z filmu, a ona poszła na randkę. - westchnął Sam, opadając na kanapę. Otworzył jedno z pudełek i wyjął kawałek pizzy. - Chyba nie pozostaje nam nic innego jak spędzić ten wieczór przed telewizorem.. - wzruszył ramionami. Reszta opadła obok niego.
- Chyba mu wpadła w oko u Wojewódzkiego. - zauważył Igła.
- Mało powiedziane. Od nagrania przysyła jej tuzin róż codziennie. - odpowiedziała mu Hania.- No tak.. A w kuchni jest nowy bukiet herbacianych..
Dyskusja na temat nowego adoratora Julki trwała jeszcze przez jakiś czas, a potem włączyliśmy w końcu wypożyczony film. Nie mogłem się skupić. Byłem cholernie zazdrosny, ale próbowałem nie dać po sobie tego poznać. Nie wiem na co ja liczyłem.. To oczywiste, że w końcu zacznie chodzić na randki. Teraz dopiero zdałem sobie sprawę z tego jak ona musiała się czuć widząc mnie z Paulą. Jeśli ona dała sobie z tym radę to ja też musiałem. Odważyła się spróbować przyjaźni więc i ja powinienem zrobić to samo, ciesząc się jej szczęściem.. Tylko czy ja tak potrafię?

    Leżałem w łóżku i nie mogłem zasnąć. Było już dobrze po północy a Julki jeszcze nie było. Może zabrał ją do siebie do domu? Zrobiło mi się gorąco ze złości. Nie mogłem wyleżeć na miejscu, dlatego po cichu wyszedłem z pokoju do kuchni. Nalałem sobie wody do szklanki i usiadłem przy stole. Nagle usłyszałem dźwięk zatrzymującego się auta. Wyjrzałem przez okno i zauważyłem biały samochód z którego wysiadła Julka, a zaraz potem Wojtek. Skrzywiłem się widząc, że ma lepszy samochód ode mnie. Zatrzymali się przy bramie i o czymś rozmawiali. Widocznie chciał ją pocałować, ale ona wyciągnęła szybko rękę. Mądra dziewczynka. Usłyszałem otwierające się drzwi i szybko wróciłem na miejsce. Weszła do kuchni, rzucając po drodze torebkę na szafkę. Gdy mnie zobaczyła podskoczyła przestraszona.
- Nie śpisz jeszcze? - spytała, siadając powoli na przeciwko.
- Nie mogłem zasnąć.. - odparłem. - Jak się udała randka?
- Było.. przyjemnie.. - zmarszczyła brwi. - A jak film?
- Nie poszliśmy na niego. Wróciliśmy, żebyś nie siedziała sama, ale ciebie już nie było.
- Ojejku.. Nie musieliście..
- Nie przejmuj się. Wypożyczyliśmy inny i w sumie było tak jak w kinie..
- No to chociaż tyle. - powiedziała, po czym zakryła usta ziewając. - Idę się położyć, jestem padnięta. - westchnęła i ruszyła w stronę wyjścia. - Ciesze się, że przyjechałeś. - rzuciła przez ramie z nieśmiałym uśmiechem i wyszła. Mimowolnie się uśmiechnąłem. Widocznie randki nie zaliczyła do udanych i cieszyła się z tego, że przyjechałem. Zgasiłem światło i wróciłem do pokoju. Teraz mogłem iść spać.

    Następnego dnia dołączył do nas Justin, który od kilku dni był rozwodnikiem. Cały dzień spędziliśmy odpoczywając, siedząc przy basenie, grając w tenisa lub jak większość dziewczyn na zakupach. Zaskoczyły mnie relacje między Paulą, a Julką. Chociaż ta druga starała się być miła, w niektórych sytuacjach pokazywała swój charakterek. Podziwiałem ją bo gdyby Wojtek tu był nie wiem, czy byłbym w stanie go tolerować. Wieczorem siedzieliśmy wszyscy przy grillu w dobrych nastrojach, śmiejąc się z Julki i jej zafiksowania na punkcie wesela.
- Śmiejcie się, ale zobaczycie jakie wesele wyprawie. - oburzyła się, a na jej twarzy pojawił się grymas.
- Myśleliśmy o skromnym przyjęciu.. - wtrącił cicho jej tata.
- I takie będzie. - przytaknęła. Wszyscy popatrzyliśmy na nią z po wątpieniem. - Mam was dość. Idę po sok. - wywróciła oczami i wstała. Następne wydarzenia działy się w błyskawicznym tempie. Julka tracąca przytomność, nasze mimowolne krzyki i opóźniona reakcja, telefon na pogotowie i sygnał nadjeżdżającej karetki..

________________________________

Bardzo, bardzo mile widziane są komentarze :)

   

czwartek, 22 sierpnia 2013

Rozdział XXIII - "Ludzie nie do­ceniają te­go, co los im dał. - Do­piero jak to stracą, żałują że nie postąpi­li lepiej."

      Nasunęłam okulary na nos i wysiadłam z auta. Spała. Jak ja tęskniłam za tym miejscem. Opalona, szczęśliwa i gotowa do walki o Bartmana ruszyłam w stronę wejścia. Tydzień z Justinem, wśród facetów różnej narodowości uświadomił mi, że nie znajdę takiego drugiego jak on. Wiedziałam, że nadal coś do mnie czuję i postanowiłam to wykorzystać. Kogo ja oszukiwałam mówiąc, że wystarczy mi jedynie przyjaźń? Jedyną przeszkodą była Paula. Demotywowało mnie to, że jest taka miła, ale z takim wyglądem znajdzie sobie kogoś innego. Poprawiłam włosy i pchnęłam drzwi na halę. Tak jak się spodziewałam siatkarze mieli trening i podzieleni na dwie drużyny prowadzili zawzięty pojedynek. Nie chciałam im przeszkadzać, więc usiadłam z boku na trybunach i obserwowałam ich poczynania, zwracając szczególną uwagę na jednego z zawodników.
    Patrzyłam na jego mocne ataki, których nie byli wstanie odebrać przyjmujący przeciwnej drużyny. Widziałam z jaką determinacją uderza raz po raz w piłkę. Niektórzy mogą powiedzieć, że jest porywczy, ale to mi się w nim najbardziej podobało. Widziałam złość po każdym nieudanym ataku, która tutaj była niczym w porównaniu do tej, która ogarnia go podczas meczu. Patrzyłam jak wyciera czoło z kropel potu i utwierdzałam się w przekonaniu, że on musi być mój.
    Długo zastanawiałam się nad tym jak go odzyskać. Pierwszy raz to ja musiałam zabiegać o faceta, dlatego nie wiedziałam kompletnie jak się za to zabrać. Zwłaszcza, że on ma dziewczynę z którą pod względem wyglądu, a nawet charakteru, nie mogłam się mierzyć. Po wielu godzinach spędzonych na planowaniu, stwierdziłam, że najlepiej będzie jeśli będę sobą. W końcu za coś mnie pokochał.
     Trening się skończył i siatkarze schodzili z boiska. Wstałam i powoli ruszyłam w ich kierunku, zastanawiając się, który mnie pierwszy zobaczy. Nie musiałam długo czekać bo chwilę później Pit odwrócił głowę, a gdy mnie zobaczył zrobił oczy wielkości monet pięciozłotowych.
- Julka! - krzyknął zatrzymując się gwałtownie i tym samym powodując to, że idący za nim Kubiak odbił się od jego pleców. Wszyscy popatrzyli na mnie, a ja się jedynie nieśmiało uśmiechnęłam. Bycie w centrum uwagi, nie przeszkadzało mi ani trochę. Pierwszy podbiegł do mnie oczywiście Igła, miażdżąc mnie w objęciach.
- Widzę, że się za mną stęskniłeś. - mruknęłam w jego koszulkę.
- Udusisz ją.. - zaśmiał się Kubiak.
- Dzięki - zwróciłam się do niego, gdy Ignaczak mnie puścił. Przytuliłam go, a potem całą reprezentację. Na końcu podeszłam do Zbyszka, ale jego tylko przelotnie przytuliłam. - Wow. Nie jedna nastolatka umarłaby ze szczęścia na moim miejscu. - zaśmiałam się.  - Idziecie na obiad?
- Idziesz z nami? - spytał Możdżon.
- Pewnie.

- Na ile przyleciałaś? - spytał Kubiak, gdy siedzieliśmy wszyscy przy długim stole.
- Nie wiem dokładnie. - wzruszyłam ramionami. - Na pewno na kilka tygodni. Jutro mam nagranie do programu Wojewódzkiego, a potem chce się zająć ślubem taty i Laury.
- Wiesz z kim będziesz u Kuby?
- Z tego co wiem to z Wojtkiem Szczęsnym..
- A jak się trzyma Justin? - zagadnął Igła.
- Cóż.. - uśmiechnęłam się pod nosem. - Powiedzmy, że tydzień na Karaibach pomógł mu zapomnieć o Sarze.
- Zabalowaliście? - zaśmiał się.
- Troszeczkę.. - mruknęłam cicho, grzebiąc widelcem w ziemniakach. Wszyscy się zaśmiali. - A jak treningi?
- Wyczerpujące.. - odpowiedział mi Ziomek. - Wiesz, trenujemy dwa razy dziennie, ale za to weekendy mamy wolne. W piątek rano ostatni trening.
- No to zapraszam do mnie na weekend. Poznacie mojego kuzyna. - powiedziałam podekscytowana.
- Nie chce zostawiać dzieciaków znów samych.. - mruknął Igła.
- To weź je ze sobą, na pewno się dogadają z Zosią. - popatrzyłam na zegarek. - O mój Boże.. Muszę lecieć.. Zaraz przyjeżdża moja przyjaciółka, a muszę ją ostrzec zanim spotka Sama.. - wstałam szybko.
- Dlaczego masz ją ostrzegać?
- Bo Sam zaliczył jedną trzecią dziewczyn w USA.. Jej nie dam mu ruszyć. - odparłam wojowniczo. - W weekend wszystkich, którzy mogą widzę u siebie. - rzuciłam przez ramię i wyszłam ze stołówki.


Po dwugodzinnej podróży weszłam w końcu do domu. Na szczęście Hani jeszcze nie było. Wyszłam na taras, gdzie Sam pływał w basenie.
- Nie ma nikogo? - spytałam.
- Wszyscy poszli do kina. - odpowiedział, po czym znowu się zanurzył.
- Zaraz przyjedzie moja przyjaciółka i chce cię prosić o to, żebyś trzymał ręce przy sobie. - upomniałam go, gdy ponownie dopłynął do mnie.
- Jak wygląda?
- Sam! - syknęłam.
- Dobra, nie zbliżę się do niej nawet. - uniósł ręce do góry. - Ale za to pokażesz mi wieczorem jakieś warszawskie kluby.
- Zastanowię się.. - mruknęłam, wchodząc ponownie do domu. Nie wiem co dziewczyny w nim widzą. Nie powiem przystojny był, ale zdecydowanie myślał inną częścią ciała, niż inni. Już po chwili usłyszałam dźwięk dzwonka do drzwi i pobiegłam otworzyć.
- Cześć! - pisnęła i mnie przytuliła.
- Hej - zaśmiałam się.
- Boże, ale ja cię dawno nie widziałam.. - pokręciła głową.
- Chodź pokaże ci pokój. - weszłyśmy po schodach do góry i pokazałam jej jeden z największych pokoi, który znajdował się też najdalej od pokoju Sama.
- A panny doskonałej nie będzie? - spytała z grymasem na twarzy.
- Nie. - pokręciłam głową. - Majka jest z Damianem na wakacjach i mogłabyś się tak nie krzywić, mówiąc o niej? - poprosiłam. Wiedziałam, że za sobą nie przepadają, ale mogła by chociaż  udawać.
- Przepraszam. - uśmiechnęła się. - No to opowiadaj.. Tyle się naczytałam na twój temat. Rozstałaś się z Ianem bo miałaś romans z jednym z tych przystojniaków? I to z tym, który wtedy tak na ciebie patrzył? Poza tym co to za imprezy, na których tak zaszalałaś? I jak mogłaś zrobić to beze mnie? A najważniejsze.. Co to za facet w twoim basenie? - spytała, patrząc przez okno. 
- To mój kuzyn. Nie zawracaj sobie nim głowy.. On do myślenia, nie wykorzystuje mózgu tylko inną część ciała. Zaliczył połowę USA i przyleciał do Polski szukać nowych zdobyczy.
- Ale ma ciało.. - westchnęła. Ukryłam twarz w poduszkę i jęknęłam.
- Nieważne.. - skoczyła na łóżko obok mnie. - Słucham, chce wiedzieć wszystko co się działo.

Po godzinnej rozmowie w końcu wyszłyśmy z pokoju. W salonie wpadlyśmy na Sama, który w samym ręczniku oglądał mecz piłki nożnej. Gdy nas zobaczył, a raczej gdy ją zobaczył uśmiechnął się pod nosem.
- Sam to jest właśnie Hania.
- Miło mi cię poznać. Niestety, nie mogę podać ci ręki bo Julie mi zabroniła się do ciebie zbliżać.. Robi się sztywna - wzruszyłam ramionami.
- Wiesz dobrze o co mi chodziło. I wcale nie jestem sztywna  - oburzyłam się. - Idziemy robić kolację. Na co masz ochotę?
- Mam ochotę zjeść na mieście. O której wychodzimy?
- Przepraszam, ale ja dzisiaj nie mogę. Zapomniałam, że jutro mam nagranie do Wojewódzkiego. Nie mogę iść tam niewyspana i na kacu.
- Ja mogę z tobą pójść. - zaproponowała nieśmiało Hania.
- Znasz tutaj jakieś fajne kluby? - wstał i podszedł do niej uśmiechając się zawadiacko.
- Kilka.
- Dasz mi sekundkę? Ubiorę się tylko.. - powiedział i nie czekając na odpowiedz ruszył po schodach.
- Masz coś przeciwko? - spytała cicho.
- Nie, spoko.. - machnęłam ręką. - Tylko nie licz na wielką miłość z moim kochanym kuzynem i błagam nie daj się zaciągnąć do łóżka..
- Nie jestem głupia. - odparła stanowczo. - Może ja też powinnam się przebrać? Mogę coś od ciebie pożyczyć? - zrobiła maślane oczy. Westchnęłam i skinęłam głową. Pisnęła ze szczęścia i pobiegła do mojej garderoby. To by było na tyle, jeśli chodzi o trzymanie ich z daleka od siebie.


  Siedziałam samotnie na kanapie z pudełkiem wielkiej pizzy, oglądając jakąś denną komedie. Kto wymyśle takie badziewia? Kobieta spotyka idealnego faceta, który dziwnym zbiegiem okoliczności jest sam, zakochują się w sobie po trzech randkach, kłócą się, a potem niespodziewanie, któreś z nich wybacza partnerowi. Błagam.. Przecież to jedna wielka bajka. Potem kobiety szukają idealnego mężczyzny co zwykle kończy się wielkim rozczarowaniem. Gdybym była mężczyzną głosowałabym na zakazanie produkcji takich gniotów. Zbulwersowana wyłączyłam telewizor, przerwając romantyczny moment, w którym "niespodziewanie" sobie wybaczają. W tej samej chwili do domu weszła Laura, a za nią tata ze śpiąca Zosią na rękach.
- Daj położę ją. - szepnęła Laura. Weszła z nią po schodach, a tata opadł na kanapę obok.
- Jesteś sama? - spytał.
- Tak. Sam i Hania poszli do klubu. Jak było w kinie?
- Jeśli miałbym dziesięć lat i lubiłbym bajki to byłoby świetnie. Za to na kolacji było bardzo przyjemnie. Miałaś kontakt z mamą?
- Nie, nie odzywała się do mnie.
- Wiesz.. Dzisiaj sobie coś uświadomiłem..
-  To, że nie jesteś już taki młody? - zaśmiałam się.
- Nie. - odpowiedział stanowczo, ale z uśmiechem. - Uświadomiłem sobie, że nigdy nie byliśmy prawdziwą rodziną. Ciągle pracowaliśmy, a dla ciebie nigdy nie mieliśmy czasu. My cię w ogóle nie wychowywaliśmy.. - zamyślił się.
- Rozejrzyj się, babcia dała radę.
- O to się akurat nigdy nie bałem.Wiedziałem, że zajdziesz daleko. Jesteś ambitna, inteligentna i zawsze wiedziałaś czego chcesz..
- Wow. - uniosłam brwi ze zdziwienia.
- Wiem, że nie mówiliśmy ci tego, ale oboje byliśmy i nadal jesteśmy z ciebie dumni. Masz wielkie serce, pomogłaś tylu osobom i wiem, że nie skrzywdziłabyś nikogo. Doszłaś do tego wszystkiego sama. I mama też tak uważa, tylko nie potrafi ci tego powiedzieć. Sądzę, że powinnaś się do niej odezwać.
- Masz rację.. - przytaknęłam. - Zadzwonię do niej jutro i się umowie. A teraz idę spać. Jutro muszę wcześnie wstać, a nie chce wyglądać jak zombie. Dobranoc. - wstałam i ruszyłam w stronę wyjścia.
- Kocham cię córeczko.. - powiedział cicho. Odwróciłam się i spojrzałam na niego zaskoczona. Nie wiem, czy kiedykolwiek to słyszałam. Może gdy byłam mała i tego nie pamiętam?
- Ja ciebie też. - odpowiedziałam i weszłam po schodach. Dziwnie się czułam i to bardzo. Z całej jego wypowiedzi najbardziej poruszyło mnie to, że jego zdaniem mam wielkie serce i nie skrzywdziłabym nikogo. Od razu pomyślałam o Pauli. Nie zasłużyła na to, żeby cierpieć. To ja zawaliłam sprawę, nie ona. Może tak musiało być? Może ja nie zasługuję na Zbyszka, tak jak ona. Na pewno będzie z nią szczęśliwy. Poza tym skoro do niej wrócił musi ją kochać, a ja nie mam prawa im tego niszczyć. Nie wiele myśląc wybrałam numer Bartmana i przyłożyłam telefon do ucha.
- Słucham.. - usłyszałam jego niepewny głos.
- Cześć, obudziłam cię?
- Nie, nie spałem. Stało się coś?
- Nie, nie.. Chciałam ci tylko powiedzieć, że chcę, żebyśmy mimo wszystko zostali przyjaciółmi. 
- Wiem, mówiłaś mi już to..
- Ale teraz mówię to na prawdę. Mam nadzieję, że przyjedziesz w weekend z chłopakami i Paulą. Bardzo mi na tym zależy, żeby było normalnie.
- Postaram się. - odpowiedział. Słychać było, że jest zbity z tropu.
- Cieszę się i do zobaczenia w piątek. - pożegnałam się i rozłączyłam.

________________________
Dziękuję za motywację i proszę o jeszcze haha :) Kolejny rozdział za nami :) Następny w niedziele :)

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Rozdział XXII - "Sko­ro mówią, że przy­jaźń dam­sko-męska nie is­tnieje to możesz na­zywać się moim bratem."

- Skąd masz tyle lodów? - spytał zdziwiony, kiedy przyniosłam czwarte pudełko.
- Zostało mi po zerwaniu ze Zbyszkiem.. - odpowiedziałam, opadając obok niego.
- Przepraszam.. - powiedział, gdy siedzieliśmy u mnie na kanapie. - Nie słuchałem cię, a ciągle mnie przed nią ostrzegałaś.. Byłem taki ślepy. Na dodatek przez nią rozstałaś się ze Zbyszkiem. Gdybym cię wcześniej posłuchał..
- Daj spokój.. - westchnęłam. - To nie twoja wina. Byłeś po prostu zakochany i nie widziałeś jej wad. Chociaż to dziwne.. - wzruszyłam ramionami, wbijając łyżkę w drugie już pudełko lodów.- Spójrz na to z drugiej strony.. Pobiliście Kim Kardashian. Ona wzięła rozwód dopiero po 72 dniach od ślubu..
- Taak, wielkie pocieszenie.. - pokręcił głową z grymasem na twarzy.
- Justin.. Jesteś młody, przystojny sławny i bogaty.. Możesz mieć każdą, no prawie każdą, więc nie panikuj. Znajdziesz sobie tą jedyną, którą ja zaakceptuję.
- Koniecznie musisz ją zaakceptować. - przytaknął. - Jeśli ci się nie spodoba to nie ma szans. 
- Oczywiście - zaśmiałam się, otwierając kolejne piwo.
- Rozmawiałaś ze Zbyszkiem?
- Tak.. Przeprosiłam go za to, że nazwałam go żałosnym i tak dalej..
- A co on na to?
- Wybaczył mi, ale powiedział, że nie może być z kobietą, która nie ma do niego zaufania.. Poza tym wrócił do Pauli..
- Ona jest modelką?  Jedna z najładniejszych dziewczyn jakie widziałem w życiu..
- Nie.. - wycedziłam przez zaciśnięte zęby. - Z tego co wiem to nie jest modelką.
- Ty i tak jesteś ładniejsza.. - odparł szybko.
- Jasne.. - zaśmiałam się. - Trudno. Spieprzyłam i muszę ponieść tego konsekwencję. Będziemy przyjaciółmi.. Tak widocznie musiało być.
- Przyjaźń między kobietą a mężczyzną? W jednorożce też wierzysz?
- A my to co?
- My to co innego.. Nie pociągamy się w ten sposób..
- Nie podobam ci się?
- Podobasz, ale nie w ten sposób..  To jest tak, jakbym miał ładną siostrę. Wiedziałbym, że jest ładna, ale pocałować bym jej nie mógł. Rozumiesz?
- Rozumiem. Nie stresuj się tak.. - zaśmiałam się i położyłam głowę na jego ramieniu, kończąc kolejną butelkę piwa.
- A skoro jesteście przyjaciółmi to nie będzie ci przeszkadzało to, że dzisiaj będzie tu nocował?- spytał cicho, bojąc się mojej reakcji.
- Co? - podniosłam się i popatrzyłam na niego.
- Sami mieli być u mnie w domu? Podałem im twój adres..
- Dobra.. - westchnęłam i ponownie położyłam głowę na jego ramieniu. Próbowałam nie myśleć o tym co może robić z panną idealną w MOIM domu..


Oczami Zbyszka..

Jak wyobrażałem sobie ten moment? Nie myślałem o tym nigdy. Nie wyobrażałem sobie momentu, w którym Julie mnie przeprasza, ale gdybym sobie wcześniej wyobrażał tak właśnie by to wyglądało.
- Zbieramy się? - spytał Igła, gdy siedzieliśmy wszyscy przy stole.
- Wesele bez pana młodego trochę nie ma sensu.. - odparła Paula, wstając. Zrobiliśmy to samo i wyszliśmy z sali.
- Szkoda mi Justina.. - mruknęła Iwona. - Taki fajny chłopak, a tak się zawiódł.
- Z własnej winy.. Każdy chyba widział jaka ona jest, a Julka powtarzała mu na każdym kroku, żeby to przemyślał..
- Po prostu był zakochany. - przerwała mi Paula.
Podjechała taksówka i już 20 minut później byliśmy na miejscu. Wszyscy stanęliśmy jak wryci widząc budynek przed nami.
- To jest jej dom? - spytała Iwona, która z szoku wyszła jako pierwsza.
- Adres się zgadza.. - wymamrotał Igła. - Wie ktoś może gdzie tu się wchodzi?
Zaczęliśmy szukać wejścia, ale nie okazało się to takie trudne. Weszliśmy do dużego holu.
- I co teraz? Rozdzielamy się i szukamy Julki? - zaśmiała się Paula, łapiąc się pod boki.
- Tak będzie chyba najlepiej. - zgodziliśmy się i każdy z nas poszedł w swoją stronę. Ruszyłem prosto i po chwili wszedłem do salonu. Telewizor był włączony, a na kanapie przed nim spała Julka z Justinem. Obok leżały butelki po piwie i pudełka lodów. Nie chciałem ich budzić, więc poszedłem szukać innych.
- Śpią na kanapie.. - powiedziałem, gdy ich znalazłem.
- No to co? Wybieramy pokoje i idziemy spać? - spytała Iwona, ziewając.  
- Padam z nóg.. Marzę o łóżku. - przytaknęła Paula.  Zajęliśmy pierwsze pokoje do których weszliśmy i zmęczeni poszliśmy spać.


Obudziło mnie trzaśnięcie drzwiami. A może mi się tylko wydawało? Podniosłem się i poszedłem do łazienki się ogarnąć. W między czasie wstała Paula. Poczekałem na nią i razem zeszliśmy na śniadanie. Wszyscy, oprócz Julki siedzieli i jedli śniadanie.
- Gdzie Julka? - spytała Paula, gdy usiedliśmy przy stole.
- Poszła biegać.. - odpowiedział jej Justin.
- Od kiedy ona biega? - wyrwało mi się odruchowo.
- Od kiedy jej przemiana materii się zbuntowała i przytyła cztery kilo..
- Nie zauważyłam, żeby przytyła.. - Iwona zmarszczyła brwi.
- Bo tego nie widać, ale jak ona sobie wbije coś do głowy to jej nie przemówisz do rozumu - pokręcił głową.
- O jecie już.. - wbiegła do środka, zdyszana. - Wykapię się i zaraz do was dołączę. - nie czekając na odpowiedz wybiegła z jadalni. Nie minęło nawet 10 minut, a wróciła przebrana i odświeżona. - O której macie samolot?
- O 20 - odpowiedziała Iwona.
- Kurczę szkoda, że dzisiaj lecicie.. - powiedziała nalewając sobie kawy. - Nie możecie prze bukować biletów na jutro? Oprowadzilibyśmy was po LA. Moglibyśmy iść na jakąś imprezę.. O zabrałabym was do mojego ulubionego klubu.. Serio jest świetny...
- Julie, ile kawy dzisiaj wypiłaś? - spytał Justin, zabierając jej filiżankę z ręki.
- Dwie ale żeby przebiec tyle kilometrów musiałam zażyć dodatkowej energii - wzruszyła ramionami, nakładając sobie na talerz górę jajecznicy. Wszyscy patrzyli na jej talerz.
- Justin mówił, że postanowiłaś się odchudzać.. - zauważył Igła. Popatrzyła najpierw na niego, a potem na resztę i się skrzywiła.
- Hmm.. Jeśli macie mnie zamiar obserwować to ja chyba zjem na  tarasie.. - oburzyła się i wstała. - A tak w ogóle to śniadanie jest najważniejszym posiłkiem w ciągu dnia i mogę jeść ile mi się podoba. - dodała, nakładając na talerz jeszcze dwa naleśniki i biorąc do ręki sok. - Zobaczymy się po śniadaniu. - odwróciła się i wyszła.
- Uwielbiam ją. - Justin wybuchnął śmiechem, upijając łyk z filiżanki, którą jej zabrał. Chwilę później do pomieszczenia wpadł Ian.
- Smacznego. - powiedział na wstępie. - Przyszedłem sprawdzić jak się trzymasz..
- Rozmawiałem z Julie pod wpływem kofeiny i od razu mi się humor poprawił. - wyszczerzył się do niego.
- Znów wypiła kilka kaw? - pokręcił głową. Irytowało mnie to, że tyle o niej wie. Nigdy nie był jej prawdziwym chłopakiem, a wydawało mi się, że zna ją lepiej ode mnie. Justin skinął głową i się zaśmiał.
- Jak wam się podoba w Los Angeles? - zwrócił się do nas z uśmiechem.
- Jak dotąd widzieliśmy tylko dom Julki i drogę z zamku tutaj.. - odpowiedziała Paula.
- No to trzeba to zmienić. - powiedział, wstając. - Idę po Julkę i pokażemy Wam miasto. - nie czekając na odpowiedź wyszedł z jadalni.


      Po śniadaniu wszyscy pojechaliśmy limuzyną zwiedzać Los Angeles. Justin poprawiał sobie humor docinając Julie, która powoli traciła do niego cierpliwość. Zauważyłem, że unika mojego spojrzenia i przez całą wycieczkę nie odezwała się do mnie ani razu, a to dziwne bo dość dużo mówiła. Mogłem się domyślić, że tak będzie wyglądała nasza przyjaźń. Chociaż może to i lepiej, biorąc pod uwagę to, że do Pauli też się nie odzywała? Przypomniałem sobie scenę z meczu i tylko utwierdziłem się w przekonaniu, że tak jest lepiej. Nie byłem pewny, czy dobrze zrobiłem. Ale jak mogę być z kobietą, która nie ma do mnie zaufania? Z Paulą wiodłem spokojne życie. Była piękna, sympatyczna i miała wielkie serce. Julka ma tysiące pomysłów na godzinę i nie wiadomo czego się po niej można spodziewać. Każdy dzień z nią to niespodzianka. Poza tym w związku z Paulą czuję się jak mężczyzna, który ma swoje zdanie. Ale czy ja naprawdę chce wieść spokojne życie?
     Wycieczkę skończyliśmy na plaży. Rozłożyliśmy leżaki blisko morza i od razu weszliśmy do wody. W pewnym momencie na lądzie zostałem sam na sam z Julie.
- Jak ci się podoba w LA? - spytała, jakby nigdy nic.
- Świetnie jest.. - odpowiedziałem.
- Słuchaj.. - usiadła prosto i popatrzyła na mnie. - Wiem, że to jest ciężkie, ale naprawdę chciałabym, żebyśmy zostali przyjaciółmi.
- Ja też. - przerwałem jej.
- Ale żeby to się mogło udać, musisz się do mnie odzywać. A przez cały dzień nie odezwałeś się do mnie ani słowem.. - odparła, a mnie zatkało. Czyli to ja się nie odzywałem? Zanim zdążyłem odpowiedzieć podbiegł do nas Ian.
- Chodźcie do wody.. - wydyszał.
- Na razie nie mam ochoty.. - mruknęła, kładąc się ponownie. Bez słowa wziął ją na ręce i pomimo jej głośnych protestów zaniósł do wody. Może mi się jedynie wydawało, ale zauważyłem, że ostatnio jakoś inaczej na nią patrzy. - Chodź, bo po ciebie też pójdę! - krzyknął, machając do mnie. Wyobraziłem sobie jak mnie niesie i bez zastanowienia wstałem.

Oczami Julki..


Ian musiał jechać na plan nowego filmu, więc jedynie z Justinem odwiozłam ich na lotnisko.
- Szkoda, że musicie dzisiaj lecieć.. - westchnęłam.
- Też żałujemy, ale jutro mamy trening. Andrea by nam chyba głowy pourywał, gdybyśmy na nim nie byli. - odpowiedział smutno Ignaczak. - A wy jakie macie plany?
- My jutro lecimy na Karaiby. - pochwaliłam się z wielkim uśmiechem na twarzy. - Będziemy odpoczywać, szaleć i imprezować cały tydzień.
- Mogłem nie pytać. - mruknął, krzywiąc się.
- Ty masz chociaż kochającą żonę. - wypomniał mu Justin. Popatrzyliśmy na niego wszyscy, żeby zobaczyć w jakim jest stanie. - Bez obaw.. Nie będę płakał. - westchnął.
- Pozdrówcie wszystkich od nas. - powiedziałam, chcąc zmienić temat.
- Nie ma sprawy, ale jak najszybciej macie nas odwiedzić. - zwrócił się do mnie Igła.
- Postaram się. Wkrótce będę przygotowywać wesele mojego taty i Laury, więc spodziewajcie się mnie tam. A jak będę miała dobry humor to wezmę też Justina. - uśmiechnęłam się.
- A właśnie.. Pogratuluj im od nas. - odezwał się pierwszy raz Zbyszek.
- Nie ma sprawy. - odpowiedziałam z uśmiechem. Pożegnaliśmy się z nimi i patrzyliśmy jak idą w stronę odprawy.
- Co teraz? - spytał Justin.
- Jedziesz do domu, pakujesz się i przyjeżdżasz do mnie.
- Mam nadzieję, że nie spotkam tam Sary.. - jęknął.
- Kiedyś będziesz musiał się z nią zobaczyć..
- Ale wolałbym, żeby to było po naszych wakacjach..
- Chcesz, żebym jechała z tobą? - westchnęłam zrezygnowana.
- Tak.
W domu Justina nie było na szczęście nikogo. Spakował się do dwóch walizek, przez co go wyśmiałam. Gorzej, niż kobieta. Wróciliśmy do mnie i pomógł mi się pakować. Ja zmieściłam się do jednej. Ponownie opadliśmy na kanapę i włączyliśmy film, w którym oboje graliśmy główne role.
- I jak zniosłaś pobyt Zbyszka i Pauli w twoim domu?
- Wiesz.. Zawsze marzyłam o tym, żeby zastać w moim łóżku byłego i jego dziewczynę.
- Spali w twoim pokoju?
- Tak. Weszłam tam rano, żeby się przebrać, a tu oni.
- Widzieli cię?
- Nie. Spali wtuleni w siebie. - odpowiedziałam. Ten obraz będę miała w głowie chyba do końca życia. Miałam ochotę wykopać Paulę z tego drugiego piętra, ale dałam upust swojej złości jedynie trzaskając drzwiami. 
- I tak spokojnie o tym mówisz? - uniósł brwi, nie dowierzając.
- Jestem jego przyjaciółką i cieszę się jego szczęściem.
- A ja jestem baletnicą. - zaśmiał się.  - Jakby nas ktoś teraz widział pomyślałby, że wpadliśmy w samouwielbienie. - zauważył.
- W moim przypadku to jeszcze zrozumiałe, ale w twoim? Panie z jedną miną? - zaśmiałam się, pokazując mu język.
- Ty za to w większości scen masz minę, jakbyś musiała skorzystać z toalety, a żadnej nie było w promieniu kilometra. - odciął się.
- Jesteś beznadziejny.. - westchnęłam. - Muszę znaleźć sobie więcej przyjaciół..
- I tak wiem, że mnie kochasz.. - wyszczerzył się.

_______________

Naprawdę bardzo mile widziane są komentarze, bo tracę motywację.

niedziela, 18 sierpnia 2013

Rozdział XXI - "Największa wina jest w tym, kto nie chce słuchać prawdy"

     Obudziłam się w swoim łóżku. Popatrzyłam przez okno i zobaczyłam warszawski krajobraz, którego w ostatnich tygodniach tak bardzo mi brakowało. Nie czułam się źle. Widocznie udało mi się uniknąć morderczego kaca i bólu rozsadzającego mi czaszkę. Z wielkim uśmiechem na twarzy wstałam i weszłam do łazienki. Pozwoliłam, aby strumienie letniej wody spływały po moim ciele. Nie wiem co spowodowało, że mój humor był tak dobry. Może nadal byłam pijana?
    Przypominałam sobie powoli szczegóły wczorajszego wesela. Humor psuł mi się z każdym wspomnieniem dotyczącym Zbyszka. Nie sądziłam, że tak szybko pocieszy się po naszym rozstaniu. Wiedziałam, że nie będzie żył w celibacie, ale żeby już na wakacje jechać z inną? No błagam. Przypomniałam sobie flirt z Andrzejem i mimowolnie się uśmiechnęłam. Potrzebowałam tego. Cała zgraja siatkarzy, z którą bawiłam się jak za dawnych czasów. I w końcu przypomniałam sobie Iana. To jak nie mógł zdjąć butów i nasz pocałunek.. O Boże. Wzięłam słuchawkę prysznica do ręki i skierowałam ją na  twarz. Może uda mi się w ten sposób utopić? Przecież jesteśmy przyjaciółmi.. jęknęłam w myślach. Może nie pamięta? Przecież też był nieźle wstawiony, nawet bardziej, niż ja. Wyszłam z łazienki z postanowieniem, że pierwsza nie zacznę tego tematu. Ubrana zeszłam do kuchni, gdzie wszyscy jedli już śniadanie. Wzięłam tylko kanapkę i wyszłam z domu. Włożyłam słuchawki do uszów i ruszyłam biegiem przed siebie.

Wróciłam godzinę później kompletnie padnięta. Po szybkim prysznicu dołączyłam do Iana i Zosi, którzy bawili się przy basenie z psami.
- O której jedziemy? - spytał, gdy mnie zauważył. Zaczyna się dobrze, żadnych nerwowych reakcji, więc pewnie nie pamięta.
- Myślę, że około 19 będzie idealnie. Pojedziemy na dwie godzinki, pożegnamy się i wrócimy.- odpowiedziałam, siadając obok niego. Wzięłam jednego szczeniaka na ręce. W tej samej chwili z domu wyszedł tata.
- Możemy porozmawiać? - zwrócił się do mnie. Bez słowa wstałam i ruszyłam z nim w stronę tarasu.
- O czym? - spytałam w końcu.
- Chciałbym wiedzieć, czy miałabyś coś przeciwko gdybym oświadczył się Laurze.
- Serio? - uśmiechnęłam się. - Jejku.. Pewnie, że nie mam nic przeciwko. Wow.. Kiedy?
- Planowałem zabrać ją na romantyczną kolację..
- Nie możesz zrobić tego dzisiaj w domu? - jęknęłam. - Chciałabym widzieć jej reakcję.
- Tak po prostu mam teraz do niej iść i się oświadczyć? Chciałbym, żeby to było bardziej oficjalne..
- To mam inny pomysł. - klasnęłam w dłonie. - Wrócimy o 20 i zrobię kolację. O mój Boże.. Ale wam urządzę wesele!
- Naprawdę nie masz nic przeciwko? - spytał
- No co ty.. A jakby zrobić tu na tarasie? - zamyśliłam się. Miałam tysiąc pomysłów na organizację tego wesela. Jejku, ale będzie zabawa!


Równo o 18 weszliśmy na salę, gdzie wszyscy już się bawili. Nikt nie siedział tak jak wczoraj, więc teraz zajęliśmy miejsca na przeciwko Bartmana i jego panny idealnej, którzy przesiedli się do naszego stolika.
- Piękna sukienka. - powiedziała na dzień dobry Paula.
- Dziękuję. Twoja również - odpowiedziałam z uśmiechem. Nawet ona nie popsuję mi dzisiaj humoru.
- Co tak późno przyjechaliście? - spytał Igła, podchodząc do nas.
- Ktoś tu się nie mógł wyrobić.. - Ian pokręcił głową patrząc na mnie. Uśmiechnęłam się słodko. - Chodź, zatańczymy. - wstał i wyciągnął do mnie rękę. Przez następne dwie godzinny głównie tańczyłam. Nie miałam jakoś ochoty siedzieć przy stoliku i patrzeć na zakochaną parę. Pare minut przed dwudziestą wróciłam na swoje miejsce.
- Zbieramy się? - zwróciłam się do Iana, który rozmawiał z Pitem.
- Tak, tak. - skinął głową, wstając.
- Już wychodzicie? - oburzył się Igła.
- Przykro mi, ale mój tata ma się oświadczyć dzisiaj Laurze. Muszę zrobić kolację, a wcześniej jeszcze musimy zrobić zakupy. Poza tym jutro mamy samolot o 5. I znów to pożegnanie.. - westchnęłam. - Nie martwcie się, niedługo się spotkamy znowu.  - powiedziałam z uśmiechem. - Do zobaczenia.


- Naprawdę nie musiałaś robić kolacji.. Przecież ja ją mogłam zrobić.. - wywróciła oczami Laura.
- Nie smakuję ci?
- Oczywiście, że mi smakuję, ale..
- No to nie gadaj tylko wcinaj. - nakazałam jej, kończąc swoją porcję. Gdy ostatnie sztućce znalazły się na talerzu tata głośno odchrząknął. Zagryzłam usta z podniecenia i obserwowałam uważnie przebieg wydarzeń.
- Kochanie.. - zwrócił się do Laury, biorąc ją za ręce i wstając. - Korzystając z okazji, że są tu z nami nasze dzieci chciałbym cię o coś zapytać.. - włożył rękę pod marynarkę i wyjął małe, czerwone pudełeczko. Laura zakryła usta dłonią. - Kocham cię jak nikogo innego.. - chrząknęłam odruchowo. - Oprócz ciebie.. - popatrzył na mnie, po czym znów odwrócił głowę w jej kierunku. - Czy uczynisz mnie najszczęśliwszym mężczyzną na świecie i wyjdziesz za mnie? - spytał. Nie odpowiedziała tylko skinęła głową. Nałożył jej pierścionek na palec i pocałował. Ian zaczął bić brawo, a ja i Zosia się przyłączyliśmy. Ich pocałunek stawał się coraz dłuższy.
- Chodź Zosiu.. Przeczytam ci coś na dobranoc.. - zaśmiałam się, nie chcąc im przeszkadzać. Wzięłam małą za rękę i w trójkę ruszyliśmy po schodach, zostawiając narzeczonych w obięciach.


     Wróciłam do USA i moje życie wyglądało dokładnie tak jak wcześniej. Może z wyjątkiem tego, że teraz szykowałam się do ślubu Justina, który miał się odbyć w ten weekend. Dopiero dzień przed oświadczył mi, że Igła i Zbyszek potwierdzili przybycie. Wiedziałam, że zrobiłam wszystko, żeby wybić Justinowi to z głowy. Teraz z czystym sumieniem będę mogła mu powiedzieć "A nie mówiłam.". Nadal nie rozumiałam jak można być tak ślepym. Pierwszy raz nie cieszyłam się z czyjegoś ślubu. Chociaż nie.. Tego, że Orlando Bloom żeni się z Mirandą, też nie mogłam znieść, ale tamto było z czysto egoistycznych powodów.
    Ceremonia była tradycyjna. Słowa przysięgi, które wzruszyły rodziców, kazanie i błogosławieństwo. Wszyscy w wyśmienitych nastrojach, oprócz mnie. Wesele miało miejsce w pałacu. Jak dla mnie zbyt duży przepych, ale co kto lubi. Siedzieliśmy z Ianem jak na skazaniu. To nie były nasze klimaty chociaż jak to on i tak wbił się w towarzystwo. Czułam się jak na kolejnym nudnym bankiecie. To nie było w stylu Justina. Nie rozumiałam jak to możliwe, że wesele jest w jej stylu, skoro to on wszystko przygotowywał. Po kolejnym tańcu z Igłą wyszłam się przewietrzyć. Gdyby nie to, że Justin był moim przyjacielem i liczył na mnie już dawno bym wróciła do domu. Postanowiłam się przejść. W ten sposób szybciej minie mi czas. Szłam jedną z alejek, gdy zobaczyłam białą suknię. Podeszłam bliżej. Co Sara tutaj robi i to nie sama.
- Upiłaś się? - fuknęła oburzona do kogoś kto stał przed nią. - Świetnie.
- O co ci chodzi? - usłyszałam damski głos. Kobieta do której należał musiała być nieźle wstawiona.
- O co mi chodzi? - powtórzyła. - Znasz wszystkie moje sekrety, a wiesz jaki masz długi język po alkoholu! - krzyknęła zdenerwowana. Robiło się coraz ciekawiej. Usiadłam na jednej z ławek i słuchałam dalej. Było ciemno, a dookoła nie paliła się żadna latarnia.
- Daj spokój.. Teraz i tak mi wszystko wyleciało z głowy. No może pamiętam to, że poszłaś do prasy z tą informacją o Julie i tym siatkarzu, ale nie jestem taka głupia, żeby jej o tym powiedzieć.. - westchnęła. Zamurowało mnie, ale zaraz potem fala gorąca rozeszła się po całym ciele. To ona poszła z tym do prasy? To ona zniszczyła mój związek ze Zbyszkiem? To ona była temu winna, nie on. Pozostawało tylko jedno pytanie.
- Skąd wiedziałaś? - zadałam już je na głos. Wstałam i wolnym krokiem podeszłam do nich. Jej pijana przyjaciółka zachłysnęła się powietrzem na mój widok. Mruknęła coś niezrozumiale i uciekła. Popatrzyłam Sarze prosto w oczy.  - Skąd wiedziałaś o mnie i Zbyszku? - powtórzyłam pytanie dobitniej.
- Słyszałam twoją rozmowę z Justinem na tarasie, gdy nocowaliśmy u ciebie w domu.. - powiedziała cicho.
- Mogłam się domyślić, że to ty.. - mruknęłam, kręcąc głową. - I co my teraz zrobimy..
- Chyba nie powiesz Justinowi. Jesteś jego przyjaciółką.. Nie zniszczysz mu najpiękniejszego dnia w życiu..
- Skąd wiesz co ja zrobię? - uśmiechnęłam się. - Od początku wiedziałam, że to będzie najgorszy dzień w jego życiu, ale masz rację.. Nie zniszczę mu tego dnia i mu nie powiem. - odparłam powoli. Na jej twarzy widać było rozluźnienie. Słodkie. Myślała, że jej daruję. - Ty to zrobisz. Powiesz mu dokładnie co zrobiłaś, gdzie, kiedy i dlaczego.
- A jeśli tego nie zrobię?
- Zrobisz bo wiem, że bardziej liczy się dla ciebie kariera, niż Justin.
- To się łączy. Dzięki niemu się wybiję i ostatnią rzeczą jaką mam zamiar zrobić to powiedzieć mu o tym. Jak myślisz komu uwierzy? Swojej świeżo poślubionej żonie, czy przyjaciółce, która próbowała go zniechęcić do ślubu?
- Skarbie zagrałaś w jednym filmie drugoplanową rolę. - zaczęłam, uśmiechając się. - Ja na swoim koncie mam kilkanaście filmów z najwyższej półki. Mam takie znajomości, że wystarczy jedno moje słowo, a pracę w Hollywood dostaniesz jedynie na zmywaku.
- Mam uwierzyć, że potem dasz mi spokój? Przyznam się, a ty mi darujesz?
- Pomyślmy.. Justin cię rzuci i znajdzie kobietę, która na niego zasługuję, a ja nie będę musiała oglądać twojej wytapetowanej twarzy.. Myślę, że to mi wystarczy.
Bez słowa ruszyła w kierunku wejścia, a ja usiadłam na ławce. Jaka ja byłam głupia. To nie Zbyszek się wygadał. To nie on był temu winien, a ja na niego nakrzyczałam i rzuciłam. Nasz związek rozpadł się przez moją głupotę. Nie przez niego, nie przez tą całą Paulę, tylko przeze mnie. Ukryłam twarz w dłoniach.
- Julka? - usłyszałam niski głos Bartmana. Popatrzyłam do góry i zobaczyłam zarys postaci, stojącej nade mną. Było ciemno, ale wiedziałam, że to on. 
- Co ty tutaj robisz? - spytałam cicho.
- Chciałem się przewietrzyć. W drzwiach minąłem się z jakąś pijaną kobietą, która mruczała coś w stylu Julka ją zabije.. Przestraszyłem się i przyszedłem tutaj.
- Myślałeś, że kogoś zabije?
- Wiesz z twoim temperamentem.. - wzruszył ramionami, siadając obok mnie. - Dlaczego tutaj siedzisz?
- Musimy porozmawiać. - wyrzuciłam z siebie. Wzięłam głęboki oddech i kontynuowałam. - Właśnie się dowiedziałam kto powiedział prasie o nas..
- I kto to był?
- Sara.. Słyszała moją rozmowę z Justinem, gdy nocowali u mnie. - odpowiedziałam tak, jakby to nie miało większego znaczenia. - Przepraszam. Przepraszam za to, że cię oskarżyłam, za to, że ci nie uwierzyłam, za to, że nazwałam cię żałosnym i.. - urwałam. Przypominanie mu o tym wszystkim nie było najlepszym pomysłem.
- Wybaczam.. - mruknął cicho. - Ale nie wiem czy możemy do siebie wrócić.. Nie mogę być z kobietą, która nie ma do mnie zaufania.. Poza tym jestem teraz z Paulą i..
- Rozumiem. - przerwałam mu szybko. - Nie oczekuję niczego.
- Idziemy? - wstał, a ja zrobiłam to samo. Oboje w milczeniu ruszyliśmy w stronę wejścia.
- Wiem, że spieprzyłam, ale.. Możemy zostać przynajmniej przyjaciółmi? - spytałam cicho, czekając na odpowiedź.
- Jasne.
Czego ja oczekiwałam? Wybaczenia? Po tym wszystkim? To przeze mnie się rozstaliśmy. To przeze mnie spędziliśmy tak długi czas osobno. To przeze mnie on wrócił do Pauli. To była moja wina. I choćbym nie wiem jak starała się przekonać samą siebie, że choć część tej winy należy do niego, jedynie bym się oszukiwała. Zwalanie winy na innych było dla mnie typowe. Ale czy nie lepiej  czuję się człowiek, który pociesza się, że to nie tylko jego wina? Że wina leży po obu stronach? W tym przypadku nie miałam złudzeń. Nie miałam prawa obwiniać Zbyszka. Nie dałam mu nawet dojść do słowa. Krzyczałam to co myślę. Jakie to typowe dla mnie. Żałowałam każdego słowa, które wtedy powiedziałam. Przypomniałam sobie z jakim wyrzutem nazwałam go żałosnym. Jak on musiał się wtedy poczuć? Wiedząc, że jest niewinny musiał słuchać tego wszystkiego. Czułam się okropnie. Dlaczego ja mu nie zaufałam? Teraz bawilibyśmy się razem na weselu Justina. Nie byłoby panny idealnej, a ja byłabym najszczęśliwszą osobą na świecie.
    W wejściu wpadliśmy na Justina. Widocznie powiedziała mu o wszystkim bo minę miał przepełnioną bólem.
- Wiesz już? - spytałam cicho. Nie odpowiedział tylko skinął głową. Przytuliłam go.
- Chcę jechać do domu. - mruknął w moje ramie. - Chcę być jak najdalej stąd i błagam oszczędź mi tego a nie mówiłam..
- Jadę z tobą. Przeproś ode mnie Iana, dobra? - zwróciłam się do Zbyszka.
- Nie ma sprawy.. - powiedział i wszedł do środka. Trzymając się za ręce ruszyliśmy w stronę samochodu.

________________________

Wyszło kto powiedział prasie o Julce i Zbyszku.. Zaskoczeni? :) Bardzo proszę o komentarze :) Następny już we wtorek :)