wtorek, 10 września 2013

Rozdział XXXI - "Dep­resja to nie cho­roba, tyl­ko stan wy­sokiej świado­mości. Po­pada­my w nią, kiedy zda­my so­bie sprawę z włas­nej bez­silności i kruchości życia. "

    Siedzę na trybunach dobrze znanej mi hali sportowej. Za oknem jest już ciemno, a wnętrze oświetlają lampy. Na boisku znajduję się jedynie wysoka dziewczyna z ciemnymi włosami. Ćwiczy zagrywkę, krzywiąc się gdy tylko jej ręka dotknie z siłą piłki. W końcu przestaje i łapie się za nadgarstek. Na jej nieszczęście widzi to trener, który spakowany chce zamykać. Podchodzi do niej, a ona ze łzami w oczach zaciska zęby i udaję, że wszystko jest w porządku. Nie daje się jednak oszukać i nalega, żeby poszła do lekarza. Po długiej dyskusji dziewczyna w końcu ustępuję i wychodzi z hali.
    Scena się zmienia. Jestem w szpitalu. Siadam na skraju łóżka, obok dziewczyny z wielkimi brązowymi oczami. Do sali wchodzi lekarz, a ona w napięciu cała sztywnieje. Pyta, czy z jej ręką będzie wszystko w porządku, ale już po minie doktora widzi, że odpowiedź jej się nie spodoba. Słyszy słowa, których tak się bała. Więcej nie zagra w siatkę. Nigdy więcej nie wyjdzie na boisko ze swoją drużyną. Patrzę na nią i widzę, że coś w niej pęka. Do oczu napływają łzy, które chwilę później zamieniają się w strumyki płynące po jej bladych policzkach. Tak wygląda jej cały dzień. Leży bezruchu, patrząc w okno.
    Scena się zmienia. Jestem w pokoju brązowookiej dziewczyny. Podchodzę do plakatów, wiszących na niebieskich ścianach. Patrzę na medale, dyplomy i puchary, które dostały własną szafkę. Dopiero potem dostrzegam dziewczynę. Leży na łóżku z zawiniętą ręką i patrzy w okno. Dopiero w nocy coś zaczyna się dziać. Wstaje i idzie do łazienki. Wchodzę za nią i widzę jak do ręki bierze żyletkę. Patrzę przerażona, bojąc się tego co będzie dalej. Gdzie są jej rodzice? No tak. Zajęci są pracą, a jej jedyna opiekunka odeszła. Dziewczyna płacze coraz bardziej, a jej łzy kapią na zimną posadzkę. Chce ją powstrzymać. Krzyczę, ale ona mnie nie słyszy. Ostrze znajduję się coraz bliżej ręki, a ona z zawziętą miną przybliża je coraz szybciej. W ostatniej chwili wstrzymuję rękę i uświadamia sobie, że to nic nie da. Kilkuminutowe cierpienie nie sprawi, że wróci na boisko. Opiera się o zimną powierzchnię wanny i ukrywa twarz w dłonie.
    Otwieram oczy i widzę zieloną, szpitalną ścianę. Patrzę w bok i widzę, że przy moim łóżku śpi tata. Odwracam szybko głowę i wbijam wzrok w sufit. Zastanawiam się kiedy przyjdzie on. Rodzice siedzieli przy mnie na zmianę, a on odkąd pierwszy raz mnie tutaj zobaczył, więcej się nie pojawił. Może wie, że umrę i nie chce na mnie patrzeć? Może chce zapamiętać mnie zdrową?  Chce o mnie zapomnieć, żeby po mojej śmierci cierpieć mniej.  Nie mogę mieć do niego o to pretensji.  Rodzice nie mają wyjścia. Jestem ich córką i z moralnego obowiązku siedzą tutaj. Może chcą dać mi nadzieję? Sprawić bym uwierzyła w to, że będę żyła. Robią to dla mnie, więc ja też jestem im coś winna. Mój widok jest wystarczającym cierpieniem dla nich. Chcę, żeby przynajmniej ze mna nie rozmawiali. Wydaję mi się, że lepiej zniosą moją śmierć, gdy nie będziemy się kontaktować. Będzie tak jak teraz tylko ja nie będę oddychać. Tak, przyzwyczajanie ich do tego jest rekompensatą za godziny spędzone przy moim łóżku. W końcu nie będę egoistką. W końcu zrobię coś dla innych i może dołączę do babci w niebie? Może po tylu latach spotkam się z nią i w końcu ją przytulę? A jakby to wszystko przyśpieszyć? Przecież i tak umrę. Wtedy jeszcze lepiej odpłaciłabym się rodzicom. Nie musieliby tutaj przesiadywać. Nie musieliby udawać, że jest nadzieja. Pochowaliby mnie i wrócili do codzienności. Ale jak mam to zrobić?
    Obudziłam się następnego dnia. Nie chciałam patrzeć na rodziców, więc odwróciłam głowę w stronę okna. Zanim zaczęłam rozmyślenia, usłyszałam męski głos. Jego głos. Popatrzyłam na niego i zobaczyłam, że patrzy na mnie z uśmiechem. Dlaczego się uśmiecha? Dlaczego chce utrzymać mnie w błędnym przekonaniu, że będę żyła? To oznaczało jedno. Do niego nie mogłam odzywać się tym bardziej.
- Dzień dobry. - powiedział, posyłając mi szczery uśmiech. Nie odpowiedziałam, tylko patrzyłam na niego. - Nie chciałem, żeby panowała niezręczna cisza, więc mam ze sobą książkę. Wiem, że nie skończyłaś czytać Pianisty, więc dokończę ją za ciebie. A skoro się nie odzywasz jest duża szansa na to, że mi pierwszy raz w życiu nie przerwiesz. - powiedział wyciągając moją książkę. Zaczął czytać, a ja odwróciłam głowę i w skupieniu słuchałam jego niskiego głosu.
    Dokończył 30 nieprzeczytanych przeze mnie stron i zamknął książkę. Popatrzyłam na niego, a on zaczął opowiadać o tym co dzieję się na treningach w Rzeszowie. Mówił o żartach Igły i śmiesznych tekstach Pita. Relacjonował mi ostatnie mecze, które zagrali ze Skrą i Zaksą. Z ciekawością słuchałam tego wszystkiego. To była miła odskocznia od słuchania własnych myśli. O dwudziestej przyszła mama, na "zmianę warty". Spanikowałam. Nie chciałam, żeby odchodził. Chciałam, żeby został przy mnie i mówił dalej.
- Zostań. - wyrwało mi się, mimowolnie. - Proszę. - dodałam już świadomie, patrząc na niego błagalnym wzrokiem. Na początku, jakby tego nie usłyszał. Dopiero po chwili zorientował się, że cichutki głosik należał do mnie. Bez słowa usiadł ponownie. Zdezorientowany, ale wyraźnie szczęśliwy zaczął mówić dalej, tym razem o Mistrzostwach Europy. Słuchałam uważnie i próbowałam wyobrazić sobie to wszystko. Zmęczenie jednak spowodowało, że w pewnym momencie po prostu zasnęłam.
    Obudziłam się następnego dnia i poczułam, że ktoś trzyma mnie za rękę. Zbyszek spał z  głową na moich nogach, trzymając mnie za rękę. Wyswobodziłam powoli dłoń z jego uścisku , żeby go nie obudzić. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że odkąd wszedł do tej sali, nie myślałam o niczym innym tylko o nim. Chciałam, żeby został ze mną. Na zawsze. Obudził się i podniósł głowę, przecierając oczy. Popatrzył na mnie i się uśmiechnął, ukazując rząd śnieżnobiałych zębów. Był taki przystojny.
- Nie patrz tak na mnie bo się zarumienię. - wyszczerzył się. Mimowolnie, pierwszy raz od ponad miesiąca, uśmiechnęłam się. - No tak, jeszcze się uśmiechaj.. - wywrócił teatralnie oczami.
- Dlaczego tutaj jesteś? - zadałam pytanie, które cisnęło mi się na usta od wczoraj. Nie potrafiłam go ignorować. Jestem egoistką, cholerną egoistką.
- Nie umiem odmawiać, gdy kobieta błaga mnie o to, żebym został. - wzruszył ramionami, a ja się ponownie uśmiechnęłam.
- Dziękuję. - powiedziałam cicho.
- Opłacało się spać na siedząco, żeby to usłyszeć. - odpowiedział i delikatnie pogładził mnie po włosach, jakby bojąc się mojej reakcji. Po chwili do sali wszedł lekarz z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Witam. Jak się pani dzisiaj czuje? - spytał i nie czekając na odpowiedź, kontynuował. - Mam dla pani dobrą wiadomość. Płynne leki zadziałały tak jak powinny, więc pozostałe będzie przyjmować pani doustnie. I teraz najlepsze.. Może pani wrócić do domu. Mam ze sobą recepty i proszę zgłaszać się na regularne kontrolę do doktora Janowicza. Poradzi pani sobie sama? - spytał, widząc jak siadam z nogami opuszczonymi na ziemie. Skinęłam jedynie głową i powoli wstałam. - W takim razie panie Zbyszku, proszę za mną. - powiedział, wychodząc. Zbyszek ruszył za nim i zostałam w sali sama. Zdezorientowana zaczęłam się pakować. Dlaczego wypisują mnie tak niespodziewanie? Może upewnili się, że już nie zdołają mi pomóc i chcą, żebym te.. Właśnie. Ile mi jeszcze zostało? Tydzień, dwa, miesiąc? Tak. Na pewno, chcą żebym te ostatnie dni spędziła w gronie najbliższych. Tylko dlaczego mi tego nie powiedzą? Do cholery.. Jestem już dorosła i mam prawo wiedzieć takie rzeczy.. Dlaczego nikt mnie tutaj nie traktuje poważnie?



Oczami Zbyszka...


Wyszedłem z sali za lekarzem i razem weszliśmy do jego gabinetu.
- Chciałem z panem jeszcze porozmawiać. - powiedział, siadając za biurkiem.
- Coś nie tak z Julką? - spytałem szybko.
- Nie, jeśli chodzi o jej stan zdrowia to wszystko jest w porządku, ale chodzi mi bardziej o jej psychikę. Proponowałbym, żeby namówił ją pan na wizytę u psychologa. Nadal nie wiemy dlaczego tak się zachowuję.
- Postaram się, ale ona jest dość uparta.. - skrzywiłem się.
- Proszę przynajmniej spróbować.. A do tej pory, niech ktoś przy niej będzie.. Nie wiemy co ona sobie wyobraża i co myśli..
- Chce pan powiedzieć, że ona może próbować się zabić? - spytałem przerażony.
- Nie. Nie sądzę, żeby jej psychika, aż tak się zmieniła. Nie jestem psychiatrą, ale wydaję mi się, że jej depresja może się pogłębić. Pan jest jej partnerem?
- To dość skomplikowane. Wydaje mi się, że jest z nią lepiej.. Odzywała się do mnie..
- Ale tylko do pana. - zauważył. - Dlatego właśnie rozmawiam z panem.
- Spróbuję ją namówić, a jak się nie zgodzi to zaciągnę ją tam siłą. Nie pozwolę, żeby stało jej się coś złego. Teraz kiedy wyszła z tego wszystkiego..
- Cieszę się. - powiedział, wstając. - Proszę iść teraz po nią i razem odbierzcie wypis z recepcji. Powodzenia. - dodał, wyciągając rękę.
- Dziękuję za wszystko. - odparłem i wyszedłem. Zadzwoniłem do jej rodziców i na lotnisko, żeby zarezerwować bilety. Gdy wróciłem na salę  Julka stała odwrócona do mnie tyłem i patrzyła przez okno. - Jesteś gotowa? - spytałem nieśmiało. Popatrzyła na mnie i skinęła głową. Wziąłem jej torbę i razem ruszyliśmy powoli długim korytarzem w stronę recepcji. Była bardzo słaba, a jedzenie podawane jej dożylnie sprawiło, że nie była już szczupła, tylko zwyczajnie wychudzona. Wzięliśmy wypis i wyszliśmy przed klinikę. Staliśmy w milczeniu, czekając na taksówkę.
- Nie jest Ci zimno? - spytałem. Na dworze był mróz, a z nieba sypał dość spory śnieg.
- Nie. Jest ok.. - mruknęła, chowając połowę twarzy pod wełniany szalik. Po chwili przyjechała nasza taksówka. Godzinę później byliśmy na lotnisku, gdzie czekali już na nas jej rodzice.
- Kochanie dobrze się czujesz? - jej tata podszedł do niej i ją przytulił. Skinęła jedynie głową. - W domu wszyscy na ciebie czekają. Chcieli przylecieć, ale stwierdziłem, że narobiliby tylko niepotrzebnego zamieszania. Zobaczysz wszystko będzie dobrze..
- Chyba już na nas pora. - powiedziałem i ruszyłam pierwszy w stronę odprawy.


    Wylądowaliśmy na lotnisku w Warszawie i moim samochodem pojechaliśmy do domu. Cały czas myślałem o słowach doktora. Przecież to nie możliwe, żeby Julka miała, aż takie myśli. Przecież wraca do domu, jest zdrowa.. Nie ma powodu do tego, żeby coś sobie zrobić. Na wszelki wypadek jednak spróbuję ją namówić na wizytę u psychologa.
    Podjechaliśmy pod dom i opróżniliśmy całą zawartość bagażnika. Obładowani torbami weszliśmy do środka. W salonie było pełno ludzi, którzy gdy nas tylko zobaczyli krzyknęli "Niespodzianka". Patrzyłem to na nich to na Julkę, na której twarzy malowało się zdziwienie. Widocznie była zaskoczona bardziej, niż ja. Po chwili stała się ich maskotką. Wszyscy zaczęli ją pocieszać i przytulać. Jej wątłe ciałko wędrowało od jednych ramion do drugich. Ona się jednak nie odzywała, tylko słuchała. Gdy każdy z zebranych powiedział już kilka słów, wszyscy zajęliśmy miejsca. Julka usiadła obok mnie i wzięła szklankę z wodą. Panował straszny gwar. Wszyscy wchodzili sobie w słowo i nawet dla mnie było to przytłaczające.
- Pójdę do łazienki. - szepnęła w moją stronę, po czym wstała i wyszła, ignorując pytania o to dokąd idzie.
- Strasznie schudła.. - pokręciła głową Laura. - Nie karmili jej tam?
- Ona sama nie chciała jeść, więc musieli podawać jej jedzenie dożylnie. - odpowiedział pan Walkiewicz, który siedział obok niej.
- Dlaczego się nie odzywa? Odkąd weszliście nie powiedziała kompletnie nic. - zauważyła Hania.
- Już w szpitalu była taka. Nie odezwała się do nas w ogóle.. - odparła jej mama, siedząc z założonymi rękami. - Jej lekarz mówił, że cierpi na depresje..
- Nie rozumiem dlaczego nikomu nie powiedziała o tym, że idzie do szpitala.. Nie byłaby sama i lepiej by to wszystko zniosła.. - Justin był wyraźnie zdenerwowany.
- Tak, do ciebie na pewno mogła napisać skoro na nią naskoczyłeś. - oburzyła się Hania.
- Nie pierwszy raz. Ona dobrze wie, że zawsze mi to przechodzi..
- Nie kłóćcie się. - przerwała im Laura. Patrzyłem co jakiś czas w kierunku drzwi, ale Julka się w nich nie pojawiała. Zaniepokojony wstałem i ruszyłem w stronę łazienki. Zapukałem lekko.
- Julka wszystko w porządku? - spytałem. Cisza. - Jula otwórz.. - poprosiłem. Nic. Nacisnąłem lekko klamkę i otworzyłem drzwi. - Julka...


_________________

Udało mi się dodać rozdział w terminie, ale nie wiem co będzie z następnym.. Postaram się dodać w piątek, a jeśli nie to w sobotę będzie już na pewno :) Proszę o komentarze, to naprawdę ogromna motywacja.. :)

6 komentarzy:

  1. Kobieto!!! Tak się ucieszyłam, że wszystko wychodzi na prostą, że zaczyna się otwierać na świat, że Zbysio ją ratuje, że wraca do domu, że zaczyna mówić. A ty mi kończysz w taki sposób?!
    Czy ty się zastanawiasz czasem co może się stać z naszymi biednymi, czytelniczymi sercami?! :D
    Czekam z niecierpliwością do piątku.
    Rozdział jak zawsze miażdży <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam.. :) Pisząc następny rozdział będę miała na uwadze Wasze biedne, czytelnicze serca :)

      Usuń
  2. Jejku w takim momencie?! Z niecierpliwością będę czekać do piątku,chociaż nie wiem jak wytrzymam. :<
    Rozdział jak zwykle świetny :3

    OdpowiedzUsuń
  3. O booooziu, az do piatku, nie wytrzymam tego! i Ty masz problemy z weną, pfyyy, dajesz czasu;D do nastepnego!

    OdpowiedzUsuń
  4. proszę tylko jej nie uśmiercaj :( a tak swoją drogą świetny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  5. jak ja lubie te Twoje zakończenia xd

    OdpowiedzUsuń