czwartek, 5 września 2013

Rozdział XXIX - "Cho­roba jest klaszto­rem, który ma swoją re­gułę, swoją as­cezę, swoją ciszę i swo­je natchnienia."

     Oczami Zbyszka..
   
   Wygraliśmy Mistrzostwa Europy i w wesołych nastrojach zakończyliśmy sezon reprezentacyjny. Ostatecznie zdecydowałem się przedłużyć kontrakt z rzeszowskim zespołem i teraz odpoczywałem przed sezonem klubowym. Od Julki nie miałem wiadomości. Nie wytrzymałem i kilkakrotnie do nie dzwoniłem, ale nie odbierała moich telefonów. Nie wiedziałem co się z nią dzieje bo w prasie też było o niej cicho. Z tego co wiedziałem z Igłą, czy Kubiakiem też się nie kontaktowała. Tęskniłem za nią. Po tak długim czasie rozłąki nadal mi jej brakowało. Wydaje mi się, że to właśnie jest miłość..
    Od października wróciłem do klubu i próbowałem się pogodzić z tym, że Julka nie chce mieć ze mną nic wspólnego. Moje życie było jedną wielką rutyną. Wstawałem rano jadłem śniadanie i wychodziłem na trening. Jadłem obiad z chłopakami i znów trening. Do domu wracałem zmęczony, jadłem kolację i kładłem się spać. Tak wyglądało moje życie do pewnego listopadowego poranka.
    Jak codziennie wstałem o 7. Ogarnąłem poranną toaletę i wszedłem do kuchni przygotować sobie jajecznicę, gdy usłyszałem dźwięk telefonu. Jak zwykle mając cichą nadzieję, że to Julka pobiegłem odebrać. Moje oczy miały wielkość monet pięciozłotowych, gdy na wyświetlaczu zobaczyłem imię Justina.
- Słucham. - powiedziałem niepewnie, przykładając telefon do ucha.
- Cześć Zbyszek z tej strony Justin. Wiem, że nasze ostatnie spotkanie było dość nieprzyjemne.. - urwał.
- Należało mi się. - odparłem. 
- W każdym bądź razie dzwonie, żeby zapytać czy miałeś ostatnio kontakt z Julką?
- Nie. Nie rozmawiałem z nią od wesela. A stało się coś?
- Tak właściwie to nie wiem.. - odpowiedział. - Na weselu się pokłóciliśmy bo powiedziałem za dużo i wyjechałem. Ogarnąłem się dopiero trzy tygodnie później, ale nie odbiera ode mnie telefonu. Zadzwoniłem do jej taty,  ale do niego też się nie odzywała. Byłem w jej domu w USA, ale tam jej nie ma.
- Jej rodzice nie wiedzą gdzie jest? - spytałem zdziwiony.
- Nie. Jakieś trzy tygodnie temu napisała panu Walkiewiczowi smsa, że wszystko jest ok. Od  tamtej pory nie dawała znaku życia.
- A Hania lub Sam? Rozmawiałeś z nimi? Ona miała jeszcze jedną przyjaciółkę..
- Rozmawiałem ze wszystkimi i nikt nic nie wie. Ty byłeś ostatnią nadzieją.. - westchnął. -Wygląda na to, że się po prostu rozpłynęła.    
- Jak to możliwe? Przecież paparazzi chodzą za nią cały czas.. Nikt nic nie wie?
- Też mnie to zastanawia. Od ponad miesiąca w prasie nie było o niej wzmianki. Jedynie o tym, że nie pojawiła się na MTV Awards.
- Zapytam chłopaków na treningu. Może do któregoś z nich się odezwała. Wiesz, że ona i Igła nie mogą bez siebie wytrzymać..
- Jak będziesz coś wiedział to daj znać. Jej ojciec odchodzi od zmysłów. Jak ją znajdę to ją uduszę gołymi rękami. - wycedził i się rozłączył.     

Bez kawy, jajecznicy, a jedynie z małą kromką chleba wybiegłem z domu. Wrzuciłem torbę do bagażnika i ruszyłem w stronę Podpromia. Byłem pierwszy, więc przebrałem się i zniecierpliwiony czekałem na Igłę, jednocześnie zastanawiając się gdzie może być Julka. Pierwszy do szatni wparował Krzysiek.
- Siema. - przywitał się ze mną. - Stary mówię Ci, w domu mam istny sajgon..
- Przepraszam, opowiesz mi o tym później. Słuchaj miałeś jakieś wieści od Julki? Kontaktowała się z tobą?
- Nie. - odpowiedział, markotniejąc. - Dzwoniłem do niej kilkadziesiąt razy, zostawiając wiadomości na poczcie głosowej, ale nie odezwała się od wesela. Swoją drogą powinienem się obrazić za tak widoczne ignorowanie mojej osoby.. A co do Ciebie też się nie odzywała? Może nie powinieneś się unosić dumą i sam do niej zadzwonić?
- Myślisz, że nie próbowałem? Sądziłem, że tylko ode mnie nie odbiera telefonów, ale okazuję się, że ignoruję wszystkich. Dzwonił do mnie Justin i mówił, że nikt nie wie co się z nią dzieje, ani gdzie teraz jest. Jej ojciec podobno odchodzi od zmysłów, a ona napisała mu kilka tygodni temu, jedynie smsa, że wszystko jest ok. - wyjaśniłem.
- Nie ma jej w USA?
- Nie. Justin tam był i sprawdzał. - odparłem. Szatnia powoli wypełniała się zaspanymi zawodnikami. - Zadzwonię jeszcze do Kubiaka, a potem do Justina. - powiedziałem i wyszedłem z szatni na korytarz. Wybrałem numer Miśka, ale tak jak się spodziewałem do niego też się nie odzywała. Justin nie był zaskoczony, że dzwonie bez żadnych nowości. Był własnie na lotnisku i czekał na samolot do Polski. Razem z Igłą postanowiliśmy po piątkowym treningu jechać do Warszawy, żeby być na bieżąco.

Po nieprzespanej nocy i najdłuższym treningu w moim życiu w końcu wyszliśmy z Igłą z Podpromia i wsiedliśmy do mojego samochodu. Drogę pokonaliśmy łamiąc przy tym kilka przepisów i po niecałej godzinie byliśmy już na miejscu. Drzwi otworzyła nam starsza, poważniejsza wersja Julki. Ciemne długie włosy upięte miała w kok, a wielkie brązowe oczy wyglądały jakby domagały się snu.  Bez słowa wpuściła nas do środka, jakby nie miała siły się przywitać. Weszliśmy do salonu, gdzie zastaliśmy pana Walkiewicza, Laurę, Justina, Hanie i Sama.
- Cześć. - przywitaliśmy się cicho. - Macie jakieś wieści?
- Nic. Pytaliśmy chyba wszystkich, których zna i nikt nie miał z nią kontaktu. Przecież nie mogła rozpłynąć się w powietrzu. - odpowiedział nam Justin, upijając łyk brązowego trunku.
- Rozmawialiście z jej menadżerką? - spytał Igła.
- Nie pracuje już dla niej. Po tym jak Julka napisała jej smsa, że nie zagra w filmie, zwolniła się.
- Mogliśmy zostać w domu. - mruknęła cicho Laura. - Może gdybyśmy zostali, nie wyjechałaby.
- Ale my nawet nie wiemy, czy ona wyjechała. Może równie dobrze być gdzieś w Polsce. Nie rozumiem tylko dlaczego nie odzywa się do nikogo.
- Może powinniśmy zawiadomić policję? - spytała cicho Hania. A mi przyszło coś do głowy.
- A sprawdzaliście szpitale? Nie chce Was straszyć, ale już raz napadł ją psychopata z nożem. Całe szczęście, że była pod halą z której wychodziłem. - powiedziałem, patrząc jak na twarzach reszty pojawia się przerażenie.
- Zajme się tym. - odparła Hania, wyciągając telefon z kieszeni i otwierając laptopa.
- Może jej doktor będzie coś wiedział? - Laura wyszła na przedpokój z komórką przy uchu. - Nie mógł rozmawiać, ale powiedział, że może tutaj być za pół godziny. Jest gdzieś w pobliżu.

Czekaliśmy w napięciu na wizytę doktora. Nikt nic nie mówił. Cieszyliśmy się jedynie z tego, że Hania nie dostała pozytywnej odpowiedzi z żadnego szpitala. W końcu usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Do pomieszczenia za Laurą wszedł starszy, siwy mężczyzna w okularach na nosie.
- Witam państwa. - skinął głową w naszym kierunku.
- Doktorze dziękujemy, że pan przyszedł. - pan Walkiewicz podszedł do niego i uścisnął jego dłoń. - Chcieliśmy zapytać, czy miał pan ostatnio  kontakt z Julką.
- Nie, osobiście z nią nie rozmawiałem, ale jestem w stałym kontakcie z jej lekarzem w Niemczech. - odpowiedział, jak gdyby nigdy nic. - A stało się coś? Jej stan się pogorszył?
- W Niemczech?
- To państwo nic nie wiedzą? - spytał wyraźnie zdumiony. - Radziłem Julce, żeby powiedziała najbliższym o swojej decyzji, ale widocznie mnie nie posłuchała..
- Chwila. Chce pan powiedzieć, że moja córka jest teraz w Niemczech? Co ona tam robi?
- Przykro mi, ale obowiązuje mnie tajemnica lekarska. Nie mogę panu nic więcej powiedzieć.
- Ale ja jestem jej ojcem! - krzyknął, wyraźnie zdenerwowany.
- Rozumiem, ale pana córka jest dorosła. Jeśli nie chciała państwu o tym mówić, to ja tym bardziej nie mogę zrobić tego za nią.
- Niech pan nam chociaż powie jak ona się czuję? Dlaczego sie z nami nie kontaktuje? - spytała cicho jej mama, patrząc na niego błagalnym wzrokiem.
- Z tego co wiem jej stan jest stabilny. Podejrzewam, że nie ma po prostu siły na kontakt z państwem. Dostaje silne leki, które ją osłabiają, ale pomagają. - odparł. - Najlepiej będzie jeśli państwo do niej po prostu polecą. Myślę, że pozwolą się państwu z nią zobaczyć. Chociaż proszę nie robić sobie wielkich nadziei na rozmowę. Podobno odkąd tam jest zapytała jedynie dlaczego tak się czuje. - wyjaśnił. - Mam nadzieję, że choć trochę pomogłem. Teraz muszę już iść bo pacjent na mnie czeka. Do widzenia. - skinął znowu głową i wyszedł razem z Laurą, która odprowadziła go do drzwi.
- Lecę do Niemiec. - powiedział pan Walkiewicz i wybiegł z pokoju. Za nim szybkim krokiem wyszła jego była żona. Stałem jak słup soli, analizując wszystko czego właśnie  się dowiedziałem.
                                                                                
                                                                               ***



    Leżę na łóżku, podpięta do płynnego leku. Patrzę w okno, za którym prószy pierwszy śnieg. Wspominam szczęśliwe dzieciństwo, gdy na ten  sam widok skakałam z radości ciągnąc starszą, pulchną kobietę za rękę i domagając się wyjścia na sanki. Wspominam jej radosny uśmiech i słowa przestrogi, gdy zjeżdżałam z najwyższej górki. Kobieta była dla mnie babcią, matką i przyjaciółką. Patrzyła na moje upadki, pomagając się podnieść. Nie pozwoliła zrobić krzywdy swojej jedynej, kochanej wnuczce. Do czasu. Do czasu, gdy pewnego jesiennego poranka już się nie obudziła.
    Leżę na łóżku, podpięta do płynnego leku. Zastanawiam się dlaczego ludzie umierają. Czy Bóg nie mógł sprawić, że wszyscy żyliby wieczne? Nie byłoby chorób, cierpienia i opłakiwania najbliższych osób. Nie byłoby szpitali, cmentarzy i pogrzebów. Przysięga kościelna nie miała by formuły "aż do śmierci", a kochankowie ślubowali by sobie miłość, wierność i uczciwość małżeńską na wieczność. Nie byłoby smutku, bólu i tęsknoty. Matki nie traciłyby dzieci, a dzieci nie traciłyby matek.
    Leżę na łóżku, podpięta do płynnego leku. Zastanawiam się dlaczego na świecie jest tak wiele zła. Dlaczego ludzie niekiedy zachowują się jak zwierzęta. Czym kierują się seryjni mordercy, pedofile lub gwałciciele. Dlaczego nie dociera do nich, że krzywdzą innych i niszczą innym życie? Dlaczego alkoholicy, czy narkomani nie widzą swojego uzależnienia? Dlaczego kobiety się nie szanują? Pozwalają się wykorzystywać tylko po to, żeby trochę zarobić. Dlaczego ludzie głodują, żyją w nędzy i ubóstwie? Dlaczego jedni żyją ponad stan, a drudzy nie mają złamanego grosza?
    Leżę na łóżku, podpięta do płynnego leku. Zastanawiam się co stało się z tamtą dziewczyną, którą byłam jeszcze miesiąc temu. Sławna, bogata otoczona gronem przyjaciół.
Dlaczego teraz jestem niemal przykuta do metalowego łóżka w samym sercu Niemiec?
Dlaczego otaczają mnie nieznajomi niemieccy lekarze i pielęgniarki, a nie to grono przyjaciół?
Dlaczego temperamentna dziewczyna nie ma siły rozmawiać z najbliższymi?
Dlaczego pełna życia i optymizmu dziewczyna spędza dni patrząc w okno na zimowy krajobraz Berlina?
Dlaczego zwariowana dziewczyna, która kiedyś nie mogła usiedzieć na miejscu rozważa tematy dotyczące cierpienia, bólu i śmierci?
    Mówią, że przez leki.


___________________
Rozdział już jest :) Następny w niedziele :) Jak zwykle proszę o komentarze i życzę miłego pierwszego weekendu w roku szkolnym :)

6 komentarzy:

  1. No nie... Czemu ona nie dała nikomu znać co się z nią dzieje?! Przecież przez to zapędza się w jeszcze gorsze bagno... Przecież ta ciągła samotność i rozmyślania o chorobie i śmierci ją udręczą. Lekarz nie może nic zrobić? Wiem, że zobowiązuje go tajemnica lekarska ale przecież brak bliskich bardzo widocznie wpływa na pogorszenie jej stanu zdrowia...
    Rozdział mimo że smutny i trochę przerażający i tak jest genialny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Super, bardzo mi się podobał ten rozdział;) warto było czekać, i teraz czekam do niedzieli;D pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń
  3. O Boże to jest genialne ;o

    OdpowiedzUsuń
  4. genialny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział. Jestem ciekawa jak Julka przyjmie odwiedziny. Do niedzieli ! :)

    OdpowiedzUsuń